czwartek, marca 23, 2006

NIECODZIENNY RAPTULARZ - 23 marca 2006r

UWAGA!
1.Zachęcam do wysłuchania mojej ostatniej audycji, bo jest to real slide show, czyli żywemu słowu towarzyszą zmieniające się (tematycznie!) fotografie. (Podobno tylko dwa radia polonijne na świecie to robią!)
Slide show wykonał i na internecie całość umieścił Janusz Iwanus. (Piękne dzięki!)
Jest też autorem zdjęć Selmy i Janisa.
2.Autorem niebieskiego zdjęcia na stronie informującej o mnie, oraz fotografii Janisa - jest Tomek Koprowski

3.Wiadomość dla zespołu Stella Maris:
Na audycji (link po prawej stronie) jest pierwsza część wywiadów. Natomiast reszta wywiadów będzie niedługo dostępna do słuchania na linku pt. Stella Maris.
Sprawozdanie z Waszego wspaniałego koncertu było w sydnejskim Expressie Wieczornym i jest w 2. numerze Akcentu Polskiego (Melbourne). Jeśli chcecie, mogę Wam przysłać całość nagrania: koncert i wywiady na CD. Proszę o wiadomość i adres!

DZIEŃ WAGAROWICZA!
Polacy mają pomysły nie z tej ziemi - 21 marca, pierwszy dzień wiosny w Europie – ogłosili Dniem Wagarowicza!
Byłam notoryczną wagarowiczką w szkole średniej. Po pierwsze, nienawidziłam (całe życie zresztą) rannego wstawania, a komuna kazała zaczynać naukę o ósmej. (Moja córka już miała szczęście chodzić do szkół na dziewiątą.) Nienawidziłam też uczyć się niektórych przedmiotów, z których byłam tępa i które były dla mnie niesamowicie nudne: matematyki, łaciny, fizyki, chemii.
Dlatego nieprzygotowana, nie zadawałam sobie trudu, żeby wstawać rano i nudzić się na lekcjach. Wpadłam, gdy napisałam kartkę: „Mam dyra w d…” (nie wiem dlaczego, bo był to porządny człowiek i za to przestępstwo nie wyrzucił mnie ze szkoły!), którą przechwycił wychowawca. Starsza siostrzyczka musiała przyjść do szkoły i wtedy okazało się, że przez trzy miesiące przychodziłam dopiero na trzecią lekcję, wysypiając się normalnie i omijając znienawidzone przedmioty.

Wagarowałam zresztą nie tylko we śnie, ale też na jawie, oddając się o wiele ciekawszym zajęciom niż szkolna nauka i pisząc sobie potem tragiczne usprawiedliwienia w dzienniczku. (Wychowawca nie znał charakteru pisma mojej matki. I tu przysięgam! Nigdy potem tego nie zrobiłam, gdyż przyrzekłam to memu ojcu.) Świat był taki piękny, cudowne książki, obrazki, muzyka, tyle prawdziwych przedmiotów do nauczenia się!…

Wagary pociągały za sobą niestety, złe oceny, ale oczywiście na koniec roku było prawidłowo. Nauczyciele wiedzieli, że jestem „artystką” i na pewno nie skończę na Polibudzie. A dzięki mnie zawsze mieli pełny program na szkolnych akademiach: śpiew z akompaniamentem pianina, czy gitary. (I o dziwo, choć było to w latach pięćdziesiątych, były to np. piosenki o ułanie co siedział na widecie, nigdy o Stalinie, czy innym szubrawcu.)

Na wagary często uciekało się całą klasą. Kiedyś zwialiśmy do - najbliższego liceum Reja - kina Palladium na Niesforną dziewczynę z Bardotką. Wychowawca siedział rząd za nami. Zobaczył, że klasa pusta, to wybrał się do pobliskiego kina… Dla świętego spokoju udawał, że nas nie widzi i nie rozpoznaje i nigdy nie wygadał się, że był na wagarach razem z nami.

Dzień Wagarowicza – najprzyjemniejszy dzień roku! A tak w ogóle, czy w życiu jest coś przyjemniejszego od wagarowania? Kto 21 marca nie był na wagarach, niech w tym tygodniu choć na jeden dzień się wybierze!

A możeby tak... na zawsze pójść na wagary do jakiegoś lepszego świata? Tylko gdzie to jest?...

MOJA CÓRKA SELMA – ZODIAKALNA RYBKA MIAŁA URODZINY 6 MARCA!



Jest słońcem mojego życia, cieszy, lśni i grzeje, choć bywa, że da popalić! – co nie dziwi, bo słońce w Australii wyjątkowo mocne, a ona jest Australijką! Ale witamina A+D3 dobrze wpływa na kościec, a z opalenizną wygląda się zdrowiej.


Życzę Jej, żeby była Wielkim, Ważnym, Mądrym, Czyniącym Dobro Człowiekiem – jak zresztą ktoś Jej przepowiedział. Te cechy zresztą już posiada, jest też zdolna i śliczna.
Od kochającej matki z całego serca: szczęśliwego, pięknego, ciekawego, pełnego miłości i muzyki życia!

I domu tonącego w kwiatach!



„NIE ZNAMY CHWILI, KIEDY USTAJE TĘSKNOTA.
To tak jak z zaleczeniem rany. Nie znamy chwili, kiedy rana przestaje boleć. Nagle jesteśmy wyleczeni.”
Miałam kiedyś okropny zwyczaj zapisywania cytatów, bez nazwiska autora i teraz nie wiem czyja to myśl. Być może Stendhala, bo go w tym czasie czytałam.
Choć w życiu jest niedokładnie jak w tej myśli i na dowód mój krótki wierszyk:

WZRASTAJĄCA!
Kiedyś byłam pewna,
że tęsknota przez lata wstrząsów,
traci intensywność
w roztworze niespełnionych pragnień.

Życie zaznajomiło mnie z prawem homeopatii.

CO SŁYCHAĆ U JOASI?


Jak widać na fotografiach - śmiech! Słodki!
16-tego Joasia skończyła 2 miesiące, ma przepiękne ogromne oczy i wygląda na bardzo szczęśliwą osobę! Wszystkiego najlepszego córci i rodzicom!

ROMANTYCZNE OBRAZY CASPARA DAVIDA FRIEDRICHA

Grając w Erfurcie w 1976r nakupowałam reprodukcji i pocztówek z malarstwem Caspara Davida Friedricha (1774-1840). (Żył 66 lat.)
Odkryłam jego obrazy w niemieckich książkach w pierwszym domu mojego ojca na Ziemiach Odzyskanych. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, a zaczarowały mnie zupełnie. Do dziś zresztą. Kilka reprodukcji tego malarza wisi na ścianach naszego domku w Australii. Biała skała i zachód słońca za konarem dziwnego drzewa.

Kilka lat temu telewizja SBS wyświetliła półdokumentalny film o jego życiu. Sam malarz wystąpił jako sylwetka, natomiast jego obrazy sfilmowano chyba w komplecie. Niektóre niesamowicie piękne! Bardzo trudno kupić album z jego obrazami, dlatego dopiero na filmie zobaczyłam je w oryginalnej wielkości i prawie w komplecie.
Był dziwakiem-samotnikiem, oprócz malarstwa nic dla niego nie istniało. Brał sztalugi, płótno, farby i na całe tygodnie znikał gdzieś w środku lasu malując krajobrazy i dziwne miejsca.

DWUZNACZNA KRÓLOWA
Elżbieta druga ubiera się jak mieszczka z Pipidówka, która wybiera się na sumę do kościoła na rynku. Zawsze wydaje mi się, że zalatuje od niej naftaliną. Minę ma też identycznie nieprzeniknioną, jak ci „zacni” faryzeusze, którzy zasiadają w kościelnych ławkach, regularnie chodzą do spowiedzi, przyjmują komunię i sprytnie ukrywają swoje podłości ponawiane zaraz po odejściu od konfesjonału.

Ona jest żelazna i pewnie wewnątrz zardzewiała. Do tego ponoć zajmuje tron bezprawnie. Musi się czuć bardzo nieszczęśliwa.
Po co jej tyle forsy? Uratowałaby tych, co z głodu umierają.
Właśnie była z wizytą w Australii i reprezentowała. Tylko co i po co?

HOLLYWODZKIE KONSERWANTY
Filmy świata wciąż są filmami o prawdziwych ludziach i zdarzeniach.
Amerykańskie, to już tylko komiksy. Nawet jeśli komiksami nie są.

POSŁANIE SHIRLEY MC LAINE
Polskie gazety z czasów reżymu robiły z niej idiotkę chwalącą się publicznie swoimi poprzednimi wcieleniami. Tak i ja ją pojmowałam w tamtych czasach, co jest dowodem, że prasa socrealistyczna potrafiła robić wodę z mózgu, nawet jak nie musiała.

W Australii przeczytałam książkę Shirley Mc Laine Na krawędzi, obejrzałam film zrobiony na podstawie tej książki i... zmieniłam zdanie.

Przede wszystkim książka jest napisana uczciwie, prawdziwie (bez pseudointelektualnego bełkotu). Opisuje powolną drogę zwykłego człowieka do pojęcia nowej rzeczywistości. Rozsądnie, spokojnie, z podawaniem logicznych dowodów. Jest w niej mądrość kobiety, która wiele w tym wcieleniu osiągnęła; potrafiącej bez skrępowania opisać swoje niepowodzenia w życiu prywatnym (tę mądrość osiągają jedynie wierzący w reinkarnację, bo nie w każdym życiu seks i rozmnażanie się jest głównym celem).

Jest ona istotą wrażliwą, dobrą - tą łagodną i cierpliwą dobrocią. Pokochałam ją za tę książkę, choć już przedtem uważałam, że ma sympatyczną osobowość i jest inteligentną aktorką.
Oto kilka trafnych zdań z tej książki:

Prawdziwa inteligencja polega na otwartości umysłu. W ten sposób nie robisz z siebie głupca.
Spójrz na to z pozytywnej strony. Ja zawsze zakładam, że zaczynam od zera…a więc wszystko jest dodatnie.
„Zbierzesz to co zasiałeś” – to jest karma. Przyczyna i skutek. Kiedy religie odrzuciły reinkarnację, wyśnili sobie piekło i niebo, żeby coś zrobić z niespełnionymi skutkami.
Nie można traktować dzieci jak swojej własności.
Nie potępiaj. Co potępiasz u innych, stanie się twoim udziałem.
Wyzwolenie kobiet było na pewno ważne, ale równie ważne byłoby wyzwolenie mężczyzn.
Nie ma nic takiego jak chwast. Jest jedynie roślina w niewłaściwym miejscu.
Wieczne priorytety są ważniejsze nad ziemskie problemy.
Jedynie człowiek o otwartym umyśle jest w stanie ogarnąć nowe idee i wzrastać.
Chrystus mówił:”Poznaj siebie”. Znać siebie to rodzaj najgłębszej wiedzy. Poznaj siebie i bądź wobec tego uczciwy. Jesteś mikrokosmosem
w kosmosie.

Książka wiele wyjaśnia, lecz nie mogę jej przepisywać, trzeba ją mieć na stałe. Szczęśliwym trafem (pewnie zaplanowanym) kupiłam jej film na DVD! Szkoda, że nie mam książki.

YANNI I JANIS
Obaj są Grekami i muzykami.
Lecz Janis jest muzykiem z jajami. Natomiast Yanni przypomina bezpłciowego anioła. Jego technika jest boska, instrumenty w zespole niebiańskie, chóry anielskie – prawdziwy talent z Bożej łaski!

Widzowie rozpływają się ze szczęścia, towarzyszący mu muzycy również. Rozbrajający wdzięk i dobroć promieniująca z jego twarzy pasuje go na rywala samego Chrystusa, tym bardziej że włosy opadają mu na ramiona i odziany jest w powiewną białą szatę. A wszystko odbywa się na tle nieograniczonej jak niebo, błękitnej przestrzeni.
Na koniec sala w ekstazie składa mu hołd na stojąco, a on kłaniając się przykłada ręce do serca, jakby chciał je wszystkim rozdzielić.

Lecz jak wzruszać się niebiańską muzyką, gdy obok istnieje paląca jak pieprz, gorzka jak piołun i słona jak pot i daremne łzy? Zszargana - jak matka Ziemia.

Janis obecnie grywa w klubowych salach, lub małych ciemnych knajpach. Jego muzyka ma grecką tęsknotę, bluesowe cierpienie, zagonione tempo codziennego życia.
Kiedyś, jego talent uznał sam M.Theodorakis, który tylko na podstawie taśmy chciał go zaangażować do swojej orkiestry. Janis dziesięć lat włóczył się - jeżdżąc po Polsce z Estradą, grając w greckim zespole Hellen na buzuki i gitarach. Następne lata spędził grając w najlepszych knajpach Aten i wreszcie w Australii.
Jak rasowy muzyk, najczęściej grywa w skórzanej kurtce, lub ciemnej koszuli i jak na złość kochają się w nim przeważnie agresywne baby, które najpierw za nim szaleją, a potem go prześladują - bo jest (za) łagodny!

Właśnie dlatego, że nie rozdaje serca na scenie, nie biją mu braw na stojąco i że za kołnierz nie wylewa – jest prawdziwy on i jego muzyka.
Mogę go słuchać bez przesytu, a od Yanniego dostaję mdłości, bo udaje anioła.


REKLAMA STORAGE
Reklamy przeważnie reklamują nie-wiadomo-co.
Ta akurat wiadomo, bo storage - czyli magazyn do wynajęcia. Ale reszta? Małżeństwo niezadowolone z zagraconego zbędnymi rzeczami mieszkania, wynajmuje storage i płacąc za przewóz szpargrotów składa je w strzeżonym magazynie - za minimalnie! $30 na tydzień. W końcu, zachwycone... relaksuje się w wyczyszczonym mieszkaniu.

Dlaczego nie reklamuje się małżeństwa wyrzucającego graty na śmietnik?
Bo nikt by na tym nie zarobił: ani właściciel storage, ani ludzie robiący reklamy, ani telewizja.
Jest to zatem reklama frajerów, którzy nie potrafią się pozbyć niepotrzebnych wspomnień.

UWAGA! SPRZEDAM TANIO POKROWCE
na profesjonalne keybordy. Prawie nieużywane. Jeśli jesteś zainteresowany napisz na elatrzecia@yahoo.com

DOBRZY LUDZIE I GÓRSKA ŁĄKA
Gdy zdałam maturę na piątki! – (efekt miesięcznej nauki od rana do północy, po nieuczeniu się przez kilka lat), matka w nagrodę obiecała mi spływ po Dunajcu. Ale tuż przed wyjazdem, jak zwykle pokłóciła się ze mną, po czym zabrała walizkę i pojechała, zostawiając mnie na dziesięć dni w Warszawie, bez pieniędzy i …bez rodziny, która w całości przebywała na wakacjach. Oczywiście nie mogłam liczyć na niczyją pomoc. Przeżyłam na kartoflach z cebulą (zaprawa do obecnego wegetarianizmu).
A po powrocie matki, bez słowa wyruszyłam do mieszkającej w górach koło Starego Sącza rodziny koleżanki - która jeszcze w czasie szkoły, tam mnie zaprosiła. Zrobiła to prawdopodobnie czysto kurtuazyjne, gdyż po moim zwaleniu się nastąpiła prawdziwa konsternacja!

Jednak trafiłam na wyjątkowo porządnych ludzi. Przyjęli, dali łóżko i karmili przez dwa tygodnie. Pieniędzy nie miałam wiele, ale gdy ich zabrakło poszłam pod sklep Jubilera sprzedać swój pierwszy w życiu zegarek i zarobione w ten sposób 600 złotych oddałam gospodyni.
Na wakacjach u górali przebywała koleżanka z łagodną mamą, jej cioteczna siostra (lekarka) z mężem i ja - intruzka. Podarowali mi piękną wycieczkę w Tatry. To właśnie wtedy wgramoliłam się na najniższą z Trzech Koron. Pod górkę, zawsze mi było trudno, więc dwóch następnych Koron już nie zdobyłam.

Wtedy też zobaczyłam niezapomnianą górską łąkę, która znajdowała się na stoku wysoko w górach. Wkoło gołe szczyty, zarośnięte trawą i lasami zbocza i w środku, w wysoko położonej kotlinie - łąka. W popołudniowym słońcu tysiące różnokolorowych kwiatów, wśród wyrośniętej trawy. Łąka drgała, cykała, brzęczała i …drzemała. To była pierwsza sjesta jaką zarejestrowałam.
Ukryta za zboczem stała chata, której gospodarze sprzedali nam poziomki z gęstą, kwaśną śmietaną i cukrem w kostkach. Czegoś tak cudownie aromatycznego, nie jadłam potem nigdy w życiu.

Także w kościele w Limanowej obejrzałam witraże (na których Matka Boska jest góralką), a których autorem jest ojciec koleżanki, artysta od wojny mieszkający w Stanach. Koleżanka zresztą, po ukończeniu prawa w Polsce, też wyemigrowała do ojca, do Chicago.
W drodze powrotnej, w ciągu jednego dnia zwiedziłam Kraków, który wydał mi się ciekawy, lecz zbyt czarny i nie w moim typie - krakowska cyganeria w młodopolskich kapeluszach i pelerynach, była mi obca. Pociągała mnie, niestety, uroda poniemieckich miast, a Gdańsk był moją największą (od dzieciństwa) miłością. (I big bitowe nadmorskie zespoły młodzieżowe!)

Na dworcu w Krakowie ponownie spotkałam dobrych ludzi.
Gdy ruszałam w Kraków, walizkę zostawiłam w przechowalni. Po czym zapomniawszy, że trzeba przy odbiorze zapłacić, wydałam wszystkie pieniądze. Mimo ofiarowywania szkolnej legitymacji(!), magazynier nie chciał walizki oddać, zalecając wrócić po nią z Warszawy. Stałam skonsternowana i nagle para stojąca za mną oświadczyła, że uiści opłatę. Poprosiłam o ich adres, chcąc pocztą zwrócić pieniądze. Odparli, że nie trzeba, żebym w ten sam sposób pomogła kiedyś komuś potrzebującemu. Takich obietnic i takich ludzi się nie zapomina.

Wciąż odwdzięczam się - chociażby od wielu lat sponsorując dzieci w Afryce.
Na wagary chodźmy od czasu do czasu, ale tym, którym należy pomagać – pomagajmy zawsze.


POGODA NARESZCIE W SAM RAZ!

Nie wbiłam raptularza 21marca, dlatego podżegam moich kochanych czytaczy, żeby wybrali się na wagary - kiedy Wam się będzie chciało!
Następny raptularz za dwa tygodnie. (Nadrobiam wagarowe zaległości...)

Brak komentarzy: