niedziela, stycznia 09, 2011

Letni raptularz, ale nie gorący... styczeń 2011

__________________________________________

CORAZ DŁUŻSZE PRZERWY...
Dzisiejszy raptularz, wbijam ...po półtora roku! Aż nie mogę w to uwierzyć!To nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia, że dopadła mnie skleroza, tylko wciąż brakuje mi czasu. Co i raz odkrywam coś nowego, a stare spada na dalszy plan. No i radio, zbyt mnie angażuje. Chętnie bym je zostawiła, ale nie mam następcy, a szkoda mi lat pracy mojej i innych...


Gdy wieje silny wiatr, to nad naszym domem przelatują nisko samoloty, przeciętnie co 2 minuty jeden... I tak dobrze, bo kilkanaście lat temu przelatywały codziennie...Fotografia, to jest to, co zajmuje mi najwięcej czasu obecnie. Polecam wszystkim nieruchawym: zacznijcie fotografować, będziecie musieli pokonywać kilometry na piechotę. Kondycja się autentycznie poprawia, choć potem marnuje się dnie i godziny na obróbce fotografii. Ale efekt cieszy. I znów ciągnie w plener.


Zawsze lubiłam obrazki. Malowanie ich zajmowało mi zbyt wiele czasu, fotografowanie trwa kilka sekund, trzeba tylko dotrzeć do miejsca.Trochę czasu zajmuje mi też facebook - szukam na nim zdjęć i ciekawych linków; no i robienie filmów na You Tube.
Filmików nie robię według sztampy. Najpierw musi mi się pomysł uleżeć. Jeśli piosenka, to specjalna. Musi być też kompozycja kolejnych, dopasowanych do piosenki fotografii, a te należy wykonać samemu, albo znaleźć. Efekty - tylko poruszające fotografię i przenikanie. Zdjęcia pod jednakowym w kolorze filtrem, też każde trzeba przerobić pod tym kątem...
To robię teraz, pierwsze filmy były nieśmiałe i nie miałam dobrego programu.
Tu film ostatni, mojego przyjaciela z fb, malarza Enrico Caglioni z Italii. Jego obrazy to surrealistyczne marzenia o nadzwyczajnych kobietach – wróżkach, błądzących nocą, pod olśniewającą pełnią księżyca po starych miasteczkach...
Często mam sny, że błądzę w nocy po podobnych miastach, wędruję pieszo, czegoś szukam... No... z pewnością nie jestem tak piękna jak wróżki na obrazach Enrico :), a nawet z czasów młodości porównałabym się raczej do rozczochranej, zmęczonej wędrówką dziewczyny, która usiadła przy końcu filmiku...

Zaczarowały mnie błękitne wizje Enrico, kojarzył mi się z nimi koncert skrzypcowy Mendelssohna i wzburzony ocean, połączyłam więc jego obrazy i moje fotografie z tajemniczą, tęskniącą muzyką i ...myślę, że przekazałam atmosferę...
Kupiłam też DVD kamerkę, kręcę, ale jeszcze się nie rozkręciłam... Wciąż brakuje mi czasu...
I bardzo przeżywam niektóre sprawy, ostatnio „katastrofę” smoleńską. Rozpatrywanie jej zajęło mi pełne 8 miesięcy poszukiwań na necie. Prawdę o Smoleńsku, dopiero w ostatnich miesiącach minionego roku, zaczynają wyciągać na światło dzienne.
W każdym razie, jak wielu, nie mogę się otrząsnąć z szoku i ten raptularz specjalnie radosny nie będzie, tym bardziej, że wciąż pada w Australii...
...DESZCZ

Słoneczna Australia staje się mitem... Co wchodzę na Raptularz, to muszę pisać, że leje... Właśnie znów leje z małymi przerwami i to od wielu miesięcy!
Pamiętam lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte - było więcej słońca niż deszczu. A latem czasem wręcz modlono się o deszcz! Obecnie przeważnie leje, w najlepszym razie popaduje.
W zimie przywaliła nam taka ulewa, że nasz sunnyroom, czyli australijska weranda popłynęła... Zwykle woda zalewa płytki w ogródku i czasem wpływa trochę do środka. Tego dnia deszczówka podeszła pod sam próg.
Czytaczom z Polski muszę wyjaśnić, że w Australii większość domów jednorodzinnych nie ma fundamentów, stawiane są na betonowej płycie, osadzonej niewiele wyżej niż powierzchnia ziemi. Dla wody to niezbyt wielka przeszkoda, żeby wlać się do mieszkania.
Dodam też, że niektóre domy stoją na kurzych nóżkach z betonu lub z cegieł, a piwnicy jeszcze tu nie widziałam. No i w oknach mamy pojedyńcze szyby - jednak inny klimat...
Choć.. obecnie mamy te same temperatury w Polsce i w Sydney - w czasie jesieni i wiosny. POWODŹ w QUEENSLAND...
...obecnie sytuacja jest gorzej niż tragiczna, już ponad 40 miejscowości zalanych przez gigantyczne powodzie, tysiące zniszczonych domów. Zniszczenia są straszne. Najgorzej, że wody nie ubywa i deszcz ciągle pada... Telewizyjne dzienniki straszą, że może być jeszcze gorzej...

Choć należy zaznaczyć, że Australia lepiej dba o powodzian niż USA, gdzie nieszczęśnicy z New Orlean, błagali prezydenta Busha o jakąkolwiek pomoc. U nas, rząd już dał kilkadziesiąt milionów dolarów na jedzenie, dla tych, którzy wszystko stracili, a nawet prywatnie ludzie potrafią zebrać ogromne sumy pieniędzy, na dotkniętych kataklizmem. Zgłaszają się ochotnicy do pomocy, całe wojsko pomaga. Ewakuowano ponad 4 tysiące ludzi - mieszkają w centrach pomocy. Organizacje opiekujące się zwierzętami, ratują zwierzęta.


Prawie 120 tysięcy domów jest bez prądu. Wsumie 200 tysięcy osób jest dotkniętych tym kataklizmem. Do 13 stycznia zginęło 15 osób, 70 nadal jest zaginionych. Deszcz wciąż pada, woda dochodzi w niektórych miejscach do ponad 4 metrów i może dojśc do 5.
Brisbane – trzecie co do wielkości miasto Australii (2 miliony mieszkańców) – pod wodą! W domach jednorodzinnych często tylko dachy wystają nad powierzchnią rozlanej rzeki. Stadion wygląda jak ogromna wanna napełniona wodą.
Najstraszniej jednak (dla mnie) wyglądają wieżowce w centrum miasta, stojące na zalanych ulicach. To już przypomina sceny z najgroźniejszych filmów katastroficznych.Mówią, że to największa powódź w historii świata i największy kataklizm, jaki spotkał Australię. (Brisbane już było zalane w 1893 i w 1974 roku.)
W ¾ stanu ogłoszono klęskę żywiołową.
Kolega powiedział, że Queensland jest 4 razy większe terytorialnie od Polski. Na innej stronie znalazłam wiadomość, że jest to obszar jak 2 x Texas, albo 5 x Wielka Brytania. Nie sprawdzałam tych wiadomości, w każdym razie tak ogromnych obszarów ziemi zalanych wodą, przez całe swoje życie nie widziałam, nawet na filmach fiction.
Woda jest oczywiście brudna, już znaleziono w niej bakterie e-coli - można obawiać się zatruć i epidemii, do tego namnożyły się komary.

Gdy woda wreszcie ustąpi, Australię czeka czyszczenie zalanych terenów. Będzie to kosztowało miliardy dolarów i nawet lata pracy. Już w tej chwili widać, jak straszliwe zniszczenia pozostawiła po sobie, ustępująca w niektórych miejscach woda: całkowicie zrujnowane domy, drogi, mosty.Niewyobrażalna tragedia, choć polegająca głównie na zniszczeniu dóbr materialnych, ponieważ na szczęście, jest stosunkowo niewielka liczba ofiar śmiertelnych.
Rzeki australijskie są nieprzewidywalne i lepiej nie budować domów w ich pobliżu. Nie wiem też, jak wygląda sprawa ubezpieczeń w wypadku powodzi, czy ci, którzy stracili wszystko, dostaną odszkodowania. A wielu przecież nie ubezpieczyło się...

Najbardziej mnie wkurwia, że uczeni bawią się np. w akcelerator, chcąc dowiedzieć się jak powstał wszechświat i trwonią pieniądze na abstrakcyjne badania, zamiast rozwiązać ważny dla naszej egzystencji problem korygowania coraz bardziej anormalnej pogody, czy chociażby zanieczyszczania Ziemi.Już dawno powinniśmy umieć zatrzymywać i powodować deszcze, zmieniać koryta niebezpiecznych rzek. Moglibyśmy nawadniać pustynie, czy zmniejszać nadmierną wilgoć. Powinniśmy umieć rozbijać huragany i cyklony. Wstrzymywać trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów albo przynajmniej znać dokładną datę ich aktywności, żeby ewakuować ludzi.
Zamiast tego, jak średniowieczni uczeni szukający kamienia filozoficznego - bawimy się w odkrywanie jak powstał wszechświat! Najpierw ocalmy Ziemię, która ginie...Zastanawiam się jednak, czy już niektóre agresywne państwa nie opanowały możliwości manipulowania kataklizmami... Czytałam gdzieś, że obecnie można wywoływać trzęsienia ziemi, tsunami, wybuchy wulkanów i że są to najnowsze sposoby prowadzenia wojen. Tańsze i skuteczniejsze...

TZW. PRZYJACIELE - NA FACEBOOKU
Od razu prostuję: na fb, na swoich stronach niekoniecznie masz tylko przyjaciół...
Głównie dlatego, że właściwie, gdy ktoś cię zaprasza, albo ty kogoś, i jeśli nie jest to twój znajomy od lat, nie masz pojęcia, z kim będziesz mieć do czynienia. Dopiero po jakimś czasie zorientujesz się, co w nim siedzi.

Zgłaszają się do mnie różni ludzie, przeważnie klikam – yes! Ale bywa, że nawet natychmiast kasuję znajomość. Nie przeszkadzają mi odmienne poglądy polityczne i religijne, ważne aby dyskusja była niepatologiczna, każdy ma prawo do swoich sądów.
Nie toleruję jednak rasistów, gawiedzi i walczących ciosami poniżej pasa, ludzi podłych. I preferujących tematy, które mnie nie interesują, bo szkoda czasu...
Nie przyjmuję też mających znajomych w tysiącach, bo mi zaśmiecają stronę fb. Chyba, że są to sławni, których akurat lubię.
Jak naprzykład cudownej urody ukochana Niemena - Farida. Ostatnio dała wywiad dla polskiej gazety i opisała niesłychanie romantyczną historię ich miłości. Była to miłość na zawsze, do końca życia byli w przyjaźni, a ona kocha go do dziś, pielęgnuje pamięć o nim, zamieszcza filmy z występów w Polsce, z nieznanych nam występów w Italii, wspólne zdjęcia.


Pamiętam jak w czasie wywiadu spytałyśmy go o Faridę, uśmiechnął się niesłychanie ciepło, ale wymigał się od odpowiedzi, nie chciał mówić o życiu prywatnym.

Czasem na fb ja zapraszam, ale głównie muzyków i rzeczywistych znajomych. Zbyt wielka liczba tzw. friends wprowadza bałagan, bo wszyscy coś piszą, zaczynają dyskusje, chwalą się filmami, zdjęciami, obrazami, czy inną ważną działalnością, np. „dziś wstałam w nastroju..., zjadłam... i zrobiłam to i to....”
Na niektórych stronach dyskutuje ponad tysiąc osób, co uważam za nonsens, jeśli jest to strona prywatna, a nie zrzeszająca np. zwolenników partii politycznej, czy wielbicieli znanego artysty. Dlatego nie przesadzam z liczbą przyjaciół.
Niektórzy tylko się przyczaili, w ogóle nie przyłączają się do dyskusji, czasem zamieszczają coś na swój temat, inni są agresywni. Najwięcej jest tych pośrodku - od czasu do czasu włączających się w nurt.
Jeśli mogę, to wpadam tam co kilka dni, by zobaczyć co słychać i znaleźć coś ciekawego (linki). Na mojej stronie jest kilku znanych muzyków, malarzy, literatów, dziennikarzy oraz ludzi robiących artystyczne, czy reporterskie fotografie. Czy też walczących o coś dobrego: o chorych, o dzieci, o zwierzęta.
No i strony polityczne, ale tylko te, które popieram. Nawet takie, które bezlitośnie wyśmiewają się z obecnie rządzących, ponieważ ludzie tego rządu walczą podłymi metodami, więc niech wreszcie i z nich się śmieją.
Jestem przeciwna platformie, która zawiodła Polskę na krawędź przepaści i chwiejnie, ale wciąż!, jakąś magiczną mocą się trzyma. Są to ludzie, którzy myślą jedynie o swoich karierach, korzyściach materialnych, niedouki, sprzedawczyki i psychopaci jak Palikot, Bartoszewski, Niesiołowski i reszta tej zgrai. Nie wyłączając naczelników państwa.
Z Jarosławem Kaczyńskim nie zgadzam się w sprawie aborcji, de vitro, gejów, ale to są sprawy do dyskusji. Jest on patriotą, to co robi, robi dla Polski, jest mądrym człowiekiem. Natomiast platforma to zdrajcy i psychole. Wygrali wybory i jest to katastrofa dla Polski. Nie chce mi się więcej pisać o tej haniebnej partii politycznej.
Katastrofa pod Smoleńskiem pokazała, kto jest kto. Miliony ludzi na ulicach - to był cichy protest przeciw temu, co się stało.Ale niestety, był to tylko patriotyczny odruch serca, natychmiast po tragedii; dziś tych ludzi ubyło, albo zobojętnieli albo boją się przyznać, po której stronie stoją, boją się publicznego ośmieszania przez takie medialne „autorytety” jak Wojewódzki, Olejnik, Michnik i cała reszta.
Najbardziej oburzające jest jednak, że to polski rząd oszukuje naród.
To Rosjanie piszą prawdę, a Polacy nie chcą jej przyjąć do wiadomości! Nie mam na myśli rosyjskich szczekaczy tuszujących prawdziwe fakty, robiących dymną zasłonę, bo im przykazano. Myślę o takich ludziach jak np. były doradca gospodarczy Putina, który jest dobrze zorientowany i podając niby przypuszczenia, sugeruje prawdziwe działania.
Na facebooku powstało wiele stron tropiących prawdę, ludzie zaczynają myśleć i pozbywają się tumiwisizmu, może Polacy przebudzą się marazmu. Najwyższa pora, bo będzie za późno...
Z Jarosławem Kaczyńskim - w jego silnej Polsce, można powalczyć o uchwały, ale z platformą można tylko spaść w przepaść.

AGRESYWNI NA FACEBOOKU
Niektórzy z początku wydają się normalni. Nawet mili. Jak pani prowadząca klub znanego muzyka. Dopiero gdy Wajda wezwał Polaków do sprzeciwiania się pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu, pani ta pokazała, że jest przekupką.
Wajda na stare lata przekreślił wszystkie swoje osiągnięcia i wygłupił się publicznie oznajmiając, że ten pogrzeb podzieli Polaków. Gdyby nie zaszczekał, prawdopodobnie nikt z takim pomysłem by nie wyskoczył . Albo jest w tym głębsza prawda, został przecież uhonorowany przez premiera Putina...
Zresztą trudno mówić o podziale, bo na miliony osób, które były za, tylko grupka oszołomów, nie rozumiejących istoty tego pogrzebu, próbowała zamącić uroczystości.
Nie wnikam w celowe wykrzywianie osobowości prezydenta - naiwni dali się na to nabrać - nie wnikam kto był za, a kto przeciw – na Wawelu zostały pochowane WSZYSTKIE ofiary zamachu pod Smoleńskiem! Ich nazwiska będą umieszczone na zawsze, nad sarkofagami pary prezydenckiej.
(I czy w ogóle wiadomo, czyje ciała się tam znajdują, skoro nie pozwolono otworzyć trumien?).
Wracając do paniusi, zaczęła pokrzykiwać w komentarzach z taką nienawiścią, że gdyby to było w jej mocy, wywlokłaby parę prezydencką za nogi z Wawelu. Nie było w tych wrzaskach żadnej myśli, tylko pieniactwo i frazesy. Poglądy całkowicie przeciwne tym, które głosił jej nieżyjący idol. Napisałam, że tylko hieny wyją nad trumnami. I skasowałam ją.Drugi agresywny był fanatykiem.Wpuściłam na moją stronę kogoś, kto był przeciwny działalności ojca Rydzyka i Radia Maryja, bo nie znam tego radia, więc chciałam zobaczyć co o nim sądzą Polacy.
Ksiądz Rydzyk - postać kontrowersyjna, do którego działalności zastrzeżenia ma nawet Watykan, potrafi też być paskudny, jak wtedy, gdy nazwał Marię Kaczyńską czarownicą, za to, że miała rację. Poza tym gromadzi bogactwo, a Chrystus tego zabronił. Nie przepadam za dyrektorem rozgłośni, ale obejrzałam niektóre programy z tego radia na YT i nie mam nic przeciw nim.Przeciwnik radia zamieszczał wiadomości o ekscesach właściciela radiostacji. Czasem je czytałam, ale nie pisałam komentarzy..
I wtedy jakiś psychopata zaczął pisać do mnie pogróżki, że nie śmiem mieć na swojej stronie kogoś, kto podważa świętość ojca Rydzyka! - sprawdziłam jego stronę, na zdjęciu profilowym wyglądał jak zbójca z bajki o Ali Babie.
Natomiast zmartwiłam się, gdy przeczytałam, że kiedyś był on działaczem Solidarności. Solidarność - ta prawdziwa - zawsze wzbudza mój szacunek, to jej, Polska i kraje Układu Warszawskiego zawdzięczają wolność.
Tacy ludzie jak ten, psują opinię ludziom Solidarności, tym którzy cierpieli w więzieniach i często oddawali życie za tych, którzy dziś nie szanują nawet pamięci o nich.
Rozumiem jednak, że człowiek ten nie może sobie z tą traumą poradzić, jak choćby weterani wojny w Vietnamie.

Hołdys. (Zdjęcia nie będzie, jego mina Bazyliszka, zabiłaby jeszcze jakiegoś czytelnika Blogowiska...). Znalazłam go wśród przyjaciół przyjaciół i zaproponowałam znajomość, bo muzyk. Akurat nie przepadam za utworami, które stworzył, są zbyt pop, obecny Perfekt – ma jaja, z Hołdysem coś się muzycznie w tym zespole rozłaziło. Trudno określić, może coś ślamazarnego jest w jego osobowości?
Nie mieszkam w Polsce i nie snobuję się na okrzyczane tam sławy, więc nie należę do sekty Hołdysa i Kory np.
Poznając na facebooku jego osobowość zauważyłam, że to, czego mu brakuje w muzyce, nadrabia w życiu prywatnym. Wszędzie pełno agresywnych haseł i podobizn Hołdysa oraz podlizujące się komentarze jego podwładnych. Otwieram facebooka - i widzę, że ¾ mojej strony zajmuje jego EGO! Brrr...I te niedorzeczności! Np. urodziny Ala Pacino, Hołdys grzmi: „siedemdziesięciolecie Ala Pacino! Na kolana przed nim!” ...plus jakiś epitet dla podwładnych (w stylu „barachło”). Albo: „wszyscy kłamią, więc nie ma się co oszukiwać i należy kłamać wszystkim, zawsze i wszędzie!”.
A propos, sprawa dla mnie niezrozumiała, dlaczego durni polscy dziennikarze pytają o zdanie w sprawach politycznych, założyciela zespołu Perfect? Możliwe, że zna się on na muzyce, co nie znaczy, że ma pojęcie o polityce, moralności itp. Na siłę zrobiono z niego guru i tak w to uwierzył, że nawet założył sobie adres mailowy guru@holdys itd.!...
Żeby być guru trzeba mieć rozum, niepodważalną wartość moralną, charyzmę, dawać przykład, no i być geniuszem. Guru to był Niemen.Hołdys lubi rządzić, może dlatego, że czuje się człowiekiem niespełnionym, ma kompleksy i jest chory. Jak każdemu choremu współczuję mu. Ale przede wszystkim powinien schudnąć, przeciążony kręgosłup nie może poradzić sobie z nadwagą, naciska na nerwy i powoduje bóle. Mniej jeść i ruszać się! Nie ma co roztkliwiać się nad sobą. Zdrowieje się od silnej woli, a nie od mazgajenia. No i nie wypada jęczeć publicznie, to nie po męsku.
Dobiła mnie sprowokowana przez niego dyskusja filmowa. „Guru” zaproponował, żeby nakręcić film o Gomułce i Gierku! Fabularny!... Dodatkowo: pod warunkiem, że zrobi to polski reżyser klasy Olivera Stone lub Scorseze! Padłam....
Oczywiście sprzeciwiłam się, że ponieważ te dwa łajdaki okradły Polaków na miliardy złotych, to nie należy jeszcze wydawać milionów na kręcenie filmu o nich, wystarczą dokumenty.
Oburzył się i w odwecie zaproponował film o Jaruzelskim! Coś w stylu: „24 godziny z życia Jaruzelskiego, tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego”(sic!).Tym razem zaprotestowało więcej osób i takiego sprzeciwu „guru” nie zdzierżył! Napisał więc w komentarzu: „Ela, męczysz mnie. Nie wiem co z tym zrobić, przestałem lubić swoją stronę na facebooku.” I zablokował mnie. Gdy na drugi dzień otworzyłam facebooka, co za ulga! - zniknęło ego, które rozsadzało moją stronę...I tak miałam zamiar go usunąć, zwierzyłam się znajomym, że to zrobię, tylko jeszcze trochę go podrażnię, złośliwie, choć grzecznie... Ubiegł mnie, bo zagroziłam jego pozycji przywódcy oszołomów.
Nie są to plotki. Na facebooku ma on jakichś 1400 „przyjaciół”, więc wszystkie jego wystąpienia są, za jego zgodą, publiczne.
Kto nie wierzy - ponieważ przyjmuje on każdego, kto się do niego zgłosi - może sprawdzić, że napisałam prawdę o sekcie Hołdysa.(Ps. Nie interesowałam się Hołdysem więcej niż na fb, bo nie lubię grubasa, jego twarzy psychicznego agresora, jego muzyki, ale weszłam na net i zobaczyłam co o nim piszą i co on pisze. Wobec czego doszłam do wniosku, ze potraktowałam go tutaj za łagodnie. No..., a
le w końcu jest to tylko balon, któremu udało się pofrunąć, bo nadęty...Ktoś go kiedyś przekłuje...)
Ostatnio zlikwidowałam też pewną dziennikarkę, która usiłowała mnie przekonać, że Palikot jest niesłychanie szlachetnym i inteligentnym politykiem i niewątpliwie jest w stanie zbawić Polskę.Jej znajomy geniusz (tak mnie zapewniła, z wykrzyknikiem!...) stwierdził, że czarne dziury w kosmosie nie istnieją, ponieważ nikt ich nie widział. Myślę, że równie dobrze w ogóle nie wiadomo, czy cokolwiek istnieje we wszechświecie, bo to co widzimy, jest odbiciem sprzed wielu, nawet milionów lat.
Kojarzą mi się takie sądy z dziećmi z przedszkola, dla których ważny jest tylko „konkret w garści”. Geniusz zresztą nie pisał genialnych komentarzy, raczej miałam wrażenie, że jest niespełna rozumu... :)Dziennikarka ta zamieszcza na fb encyklopedyczne wiadomości na temat znanych ludzi. Razem z fajnymi czasem obrazkami. Tylko dlatego znosiłam jej wynurzenia polityczne i naukowe na swojej stronie.Dobiło mnie, gdy przeczytałam (pobieżnie zresztą, bo nudnawy...) jej felieton na temat Lema. Po zacytowaniu znanych wiadomości o tym pisarzu, dodała coś od siebie: stwierdziła, że ciało Lema zostało spalone i jego prochy stoją w urnie, tak samo jak prochy jej psa. Był Lem i go nie ma, był pies i go nie ma...
Pani ta jest ateistką. Wierzy zatem, że po śmierci zamieniamy się w proch, więc nie ma znaczenia, czy byliśmy geniuszem, czy zwierzęciem.
Myślę, że to niesamowicie powierzchowna i smutna osoba. Ale zablokowałam ją nie za smutek, tylko za zarozumiałe, pisane z indyczej wysokości komentarze.Prawdziwi mędrcy są skromni...

PRZEKAZYWANIE I ROLOWANIE
Koty często przekazują nam wiadomości, tylko nie zawsze potrafimy je zrozumieć.
Kiedyś nasz wielki, puszysty rudy kot Fiodor wpełzł do livingu, w którym oglądaliśmy o 12.00 w nocy telewizję. Ze strachem oglądał się za siebie, a potem prowadził nas do sypialni. Poszliśmy za nim i okazało się, że złodziej usiłował otworzyć drzwi balkonu w pokoju Selmy, zablokowane metalowym prętem.
Pod balkonem, na pierwszym piętrze było drzewo, po którym niestety, w ciągu dnia, gdy nie było nas w domu, złodzieje wleźli na balkon i dwa razy włamali się do naszego mieszkania w Liverpool – ta dzielnica miała złą sławę.
Fiodor natomiast dwa razy w nocy usłyszał i zauważył, że się włamują i zaprowadził nas do przestępców. Wiadomość przekazał nam tak wyraziście, że domyśliliśmy się od razu. Zresztą Fiodor był kotem nadzwyczajnym i nawet potrafił mówić - Hellouuu!...Biała Belka sikała co noc na drzwi wejściowe. Przez kilka tygodni. Wstawałam rano i zaczynałam dzień od mycia podłogi, na co patrzyła z zainteresowaniem. Fakt, że na nią krzyczałam, w ogóle jej nie wzruszał, nie pomagało też, maczanie nosa w sikach.
Wreszcie zauważyłam, że się ślini. Otworzyłam pyszczek i zobaczyłam, że ma popsute zęby.(Miała już ponad 10 lat i nie gryzła ani kości, ani suchej karmy.) Wet wyrwał jej 5 zębów i kotka nigdy więcej nie nabrudziła w mieszkaniu. Nawet gdy była śmiertelnie chora, biegła do kuwety.

Obecnie Batman, nasz największy kot – pręgowany z białymi ozdobami, ma swoją metodę okazywania niezadowolenia ze mnie. Gdy za długo zwlekam z nakarmieniem kotów, wskakuje w kuchni na blat i roluje papierowy ręcznik, tyle ile mu się uda, zanim go nie pogonię! Jak nie usłyszę, to potrafi zrolować do końca. Nie zauważyłam, żeby robił to z przyjemności, tylko jak mu się coś nie podoba. Nie odbieram przekazów, grzebię się, robię nie to co należy i zostaję ...wyrolowana.
No... może to być przestrogą dla każdego...

W OSTATNIM RAPTULARZU OBIECAŁAM COŚ O SEKSIE...
Ale nie będzie to taki seks, jaki sobie pewnie wyobrażacie...
Bo to piosenka - która dla mnie jest seksi. Gdy jej słuchasz, ogarnia cię nieokreślony sexual feelings... Może ma w sobie muzyczne feromony?... :)



Piosenka Stewe Wondera „As”.
I tylko w tym konkretnie wykonaniu, jej pierwotni wykonawcy nie kojarzą mi się z seksem w ogóle, ci właśnie tak! Oboje są młodzi, radośni, ładni i ...seksi. Rewelacyjny chór słoweński Perpetum Jazzile!

POWOLI LIKWIDUJĘ PAPIEROWE RAPTULARZE...
...których mam dwadzieścia kilka...
Pisząc te raptularze zastanawiałam się, z jakimi uczuciami kiedyś będę je odczytywała. Przepisując na komputer niektóre fragmenty myślę, że wiele napisałam pod wpływem chwili, wobec czego te uczucia były krótkotrwale i fałszywe. Możliwe, że tak czułam i popełniałam błędy pod wpływem bólu.

No cóż, jeśli błądzimy i cierpimy, to znaczy, że żyjemy. Nie ma więc sensu wstydzić się swojego życia, nawet gdyby po latach wydawało się głupie i bez sensu.
Najśmieszniejsze, że niektórych momentów w ogóle nie pamiętam. Czytam i nie wierzę, że naprawdę się wydarzyły, no... ale jeśli zapisałam na gorąco, to widocznie prawda?...

W MIRKACH, NAD JEZIOREM PLUSZNO...
...zakochałam się w chłopaku, który od początku znajomości mnie irytował.
Dziś, gdy wspominam siebie z tego obozu „młodzieży artystycznej” – nie mogę się nadziwić, jak wbrew sobie się tam zachowywałam! Uwielbiając wodę, w której mogłam moczyć się całymi dniami - ani razu się nie wykąpałam.
Cały też czas ukrywałam się przed słońcem, siedząc pod parasolem, do tego w sukience i ze starannie umalowanymi od rana oczami (lata sześćdziesiąte...).
Mimo, że uwielbiałam całkowitą swobodę, narzuciłam sobie przedziwny rygor, żeby wyglądać idealnie. A przecież zakochałam się dopiero kilka dni przed końcem obozu. Czyli nie zależało mi na nikim.Pewnych rzeczy człowiek uczy się całe życie i nie ma mocy, która powstrzyma młodych przed popełnianiem błędów. Choć być może, dzięki tym dziwactwom i niewygodom naprawdę wyglądałam ładnie. Witek, jeden z chłopców zespołu „Co wy na to?” stwierdził jesienią tamtego roku: „Ela była najśliczniejszą dziewczyną w naszym podobozie...” No cóż... z dobrym wyglądaniem było mi niewygodnie, ale komuś choć na trochę pozostałam w pamięci... :)
Muzyka gitarzysty Grześka niosła się kilometrami po wodzie jeziora, słychać ją było nawet na drugim brzegu, czy z kajaków, którymi pływaliśmy, gdy nie padało.Na zdjęciu dokładnie to jezioro – Pluszno...
Chyba tydzień przed końcem, słonecznym popołudniem właśnie grał swoją kompozycję, którą nazywałam „pasażem”, choć były to szybko spadające trójki. Przechodziłam koło baraku w którym ćwiczyli, usłyszałam tą melodię i ...zakochałam się.Potem zakochałam się w piosence Grechuty „Serce”, która tamtego roku zdobyła nagrodę w Opolu.
Grześka kompozycję tylko pamiętam, choć mogę ją całkowicie odtworzyć w pamięci, „Serce” oczywiście mam na płycie i mogę go słuchać kiedy będę miała ochotę, a nie kiedy puszczą ją w radiu – tak jak to było na obozie... Chwała technice za szybki postęp!
Grzesiek nie żyje od prawie trzydziestu lat, Grechuta zmarł początkiem XXI wieku, koledzy muzycy rozjechali się po świecie i nie mam z nimi kontaktu.
Ale zawsze będę pamiętać chwilę, gdy w stołówce głaskałam trzymanego na ręku kociaka, a oni wszyscy patrzyli na mnie z tak błogimi minami, jakby to oni byli tym kotkiem...

NIE DOWIEDZIAŁ SIĘ, ŻE MIAŁ WPŁYW NA MOJE ŻYCIE...
Dzięki niemu dwa razy zrezygnowałam z wyjazdu na kontrakt do Finlandii. Miałam tam grać z kompozytorem „Walczyka tyrolskiego”.
Pan ten sluchając naszej próby, był mną zachwycony. Grzesiek w tym samym momencie był wściekły, ale powstrzymał się z impertynencjami - miałam jechać zarobić na sprzęt dla naszego zespołu. Mimo wszystko potem wpłynął na mnie, żebym nie pojechała. Widać niezbyt ciągnęła mnie zimna Finlandia...

Starszy pan, potrzebował grającej na instrumentach wokalistki, załatwił mi weryfikację wokalną (bez której nie miałabym szansy na żaden wyjazd), a ja go w końcu, miesiąc przed startem kontraktu wykiwałam! I to dwa razy. Bardzo nie fair.Jest to dowód, że powodowana głupotą młodości robiłam rzeczy, na które dziś nie mogłaby mi pozwolić z wiekiem nabyta odpowiedzialność i wyrobione sumienie.
Od wyjazdu do Finlandii Grzesiek mnie powstrzymał, za to uciekając od niego, w końcu wyjechałam do Jugosławii i tam spotkało mnie takie, a nie inne przeznaczenie.Myślę, że człowiek ma zaplanowanych kilka losów, zależnych od tego, którą drogę wybierze. Ciekawe, co by było gdybym zamieszkała w Finlandii? Kiedyś talerzyk - duch powiedział mi, że w Finlandii wyjdę za mąż i będę miała dwóch synów. Oznajmił to za pierwszym pobytem w Jugosławii. Ale on wszystko źle przepowiadał...
W środku lat siedemdziesiątych znów mogłam wyjechać do Finlandii, jednak w końcu agent zaangażował trio, a nie kwartet i ja pojechałam jeszcze tylko do enerdowa.
A potem, jak nie wyszło z powrotem do Jugosławii, odechciało mi się grać i mieszkać w hotelach. Odechciało mi się grać na gitarze i śpiewać przeboje...

FILM O SYLWII PLATH...
...z Gwyneth Partlow w głównej roli (kwiecień 2006r). Sylwia Plath popełniła samobójstwo, bo mąż ją zdradzał i wreszcie zostawił z dwójką maleńkich dzieci.
Co prawda miała depresję, ale gdyby miała naprawdę kochającego męża, najgorsze nie stałoby się. Oddana miłość zabije depresję u partnera. Jej mąż ją pogłębił. Był słabym łajdakiem. Miał piękną, utalentowaną, wrażliwą i dobrą żonę, a potrzebne mu były do szczęścia brunetki z dzikim temperamentem.
Oczywiście to on był odpowiedzialny za jej śmierć i myślę, że ta świadomość gryzła go przez następnych 35 lat. Niedługo przed śmiercią wydał tomik wierszy(też był poetą), w których opisał ich pożycie.



Prawdopodobnie miłość do niego była w niej zbyt silna i nie pozwoliła jej szukać innego partnera, choć była młoda i piękna.
Nosiła w sobie niewyobrażalne ilości smutku, nawet dzieci nie mogły tego unicestwić, choć była opiekuńczą, kochającą matką.
Gdy dowiedziała się, że kochanka męża jest w ciąży i mąż już do niej nie wróci, przygotowała dzieciom śniadanie, otworzyła okno w ich pokoju, a sama, w kuchni odkręciła gaz, zatykając przedtem wszystkie szpary.
Oglądając film uzmysłowiłam sobie, że normalna kobieta zawsze wie, kiedy jest zdradzana. Bywa, że mężczyzna obejmuje inną, przytula, całuje, a nie czuje się nic, bo są to tylko gesty przyjaźni.
A czasem widzimy jak stoi koło jakiejś tam i od razu wiemy, że oni ze sobą śpią. Czuła to bezbłędnie tak wrażliwa poetka jak Sylwia Plath.
Tylko jej reakcja była nieprawidłowa. Słabego łajdaka wymazuje się z życia na zawsze, bez możliwości powrotu. Wtedy cierpienie ustaje.
Ale, żeby to wiedzieć, trzeba najpierw coś takiego przeżyć, no i mieć co najmniej czterdzieści lat.

LUDZIE SĄ BARDZO SAMOTNI...
Nie spotykają się ci, którzy powinni się spotkać, a łączą się nie ci, co powinni się połączyć.
Potem żyją obok siebie samotnie lub żyją w całkowitej samotności.
Tyle ludzi na świecie chodzi codziennie po ulicach, ociera się o siebie, mija i nie może się spotkać!
Niemożliwe, żeby to był błąd Stwórcy - czyli on chce, żebyśmy byli samotni.FILOZOFIA BA’HAI
– jest to nauka XIX-to wiecznego proroka perskiego Baha’u’llaha. W praktykach Ba’hai (nie ma żadnego kościoła ani duchowieństwa) prosta modlitwa i medytacja ma otwierać duszę. Jest to rozmowa z Bogiem, kimkolwiek i czymkolwiek On jest.
Ba’hai wyjaśnia, że medytacja jest jak lustro. Jeśli zwrócimy je w stronę praw ziemskich, animalistycznych, nauczymy się jednych rzeczy; jeśli zwrócimy je w stronę nieba, nauczymy się innych. Mamy wolną wolę ustawiania tego lustra, w każdym z kierunków.
Nie nauczyłam się medytacji, nigdy nie mam na to czasu i nie potrafię się całkowicie skupić. Uważam też, że jednak medytacja jest niebezpieczna (całkowite otwarcie się na nieznane siły), można ją wykonywać tylko pod kierunkiem kogoś, do kogo ma się absolutne zaufanie. Medytacja przypomina mi autohipnozę i wolę nie mieszać się w niepoznane...
Wystarcza mi rozmowa z Bogiem. Nawet choć jest jednostronna, bo tylko ja pytam i proszę, robię wyrzuty i ... nie dostaję odpowiedzi. A może jednak dostaję każdego dnia? ...tylko nie rozumiem, że to są odpowiedzi...Ale wierzę, że jakimś cudem Bóg mnie słyszy i że choć się na mnie złości, to może coś zmieni na tym świecie na lepsze.

WIECZÓR NA REDZIE
Gdy się czegoś szuka, to można znaleźć coś zupełnie ...innego i często ważniejszego.
Weszłam na You Tube, żeby zobaczyć, czy ktoś wbił coś nowego z lat sześćdziesiątych i zobaczyłam „Wieczór na redzie” w wykonaniu Heleny Majdaniec. Jest to jedna z piosenek mojego życia. Ta interpretacja trochę za słodka, no, ale zawsze to ta piosenka.
Gdy jej słuchałam, w reklamie otworzyło się kilka wersji rosyjskich, kliknęłam jedną i zobaczyłam dwóch młodych chłopców w ubraniach marynarzy śpiewających tą piosenkę-tęsknotę... Obaj śliczni. Jeden blondyn, drugi ciemnowłosy, z czarnymi oczami.
Śpiewali zachwycająco, choć w stylu pop, za którym nie przepadam, ale trudno z „Wieczoru na redzie” zrobić bluesa....

Białorusin, ciemnowłosy Rusłan Aljehno startował w 2008 na Eurowizji. Ma wiele wdzięku i piękne oczy, a ponieważ najlepiej podobają mi się u płci męskiej takie właśnie oczy, więc poszukałam innych jego piosenek, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jest taki pociągający i co jest wart muzycznie.
No... jest. I śpiewa doskonale, choć całkowicie w stylu pop. Ale ponieważ jest bardzo młody, to może nie odnalazł jeszcze swojego stylu.
W każdym razie „Wieczór na redzie” w wykonaniu Rusłana Aljehno i Aleksjeja Gomana jest stylowy. Dodatkowo: śpiewają w ubraniach marynarskich, które uważam za wyjątkowo seksi. Kojarzą mi się one z moją młodzieńczą tęsknotą za przeszłym życiem - albo sama byłam kiedyś marynarzem, albo byłam zakochana w marynarzu... :) Stąd pewnie moja miłość do morza...I jeszcze jedno odkrycie: oglądając kolejne videoclipy Rusłana, znalazłam jeden, w którym, w duecie z dziewczyną, śpiewa o miłości trwającej całe życie. Para znała się od dziecka, razem wyrastali i potem znowu się spotkali. Okolica, huśtawka, pola, łąki, domy – wszystko to przypomina mi... przypomina mi?... Kojarzy mi się ze wspomnieniem utraconego, przeszłego, bardzo szczęśliwego życia, za którym tęskniłam całe dzieciństwo i młodość.
Całkowicie znajoma mi okolica. Dodam, ze nigdy nie byłam w Rosji ani na Białorusi, czy Ukrainie. Nigdy też w Polsce nie widziałam podobnej wsi.I jak tu nie wierzyć prawdziwemu jasnowidzowi i swoim odczuciom? Nina, jasnowidzka, Białorusinka zresztą, powiedziała mi, że żyłam kiedyś na Ukrainie, byłam poetką wydawałam książki i miałam szczęśliwy związek ze wspaniałym facetem. Takim, jakiego nie znalazłam w tym życiu... Ta piosenka to przypomniała.
A obaj chłopcy śpiewający „Wieczór na redzie” są właśnie w typie chłopców, w jakich zakochiwałam się, gdy byłam młoda.Obecnie to mi się nie zdarza... Może nie mam racji, ale uważam, że zakochiwanie się w wieku powyżej sześćdziesięciu kilku lat jest poniżające. Może być jedynie stara miłość, która się nie skończyła, ale nie nowa i nie do młodszego człowieka.
Zresztą, jak już się jest w „celi śmierci”, to należy myśleć o zupełnie innym rodzaju miłości...

MAGNEZ WSPOMAGA PRACĘ MÓZGU
Jest odpowiedzialny za przekazywanie sygnałów w układzie nerwowym oraz odgrywa ważną rolę w utrzymywaniu ciśnienia osmotycznego krwi i innych tkanek. Wchłanianie magnezu wspomaga witamina B6. Potrzebna jest też lecytyna niezbędna do prawidłowego działania układu nerwowego. Stosowana profilaktycznie opóźnia procesy starzenia i podnosi sprawność krążenia krwi.
W Polsce istnieje preparat Bilomax, który łączy te wszystkie składniki, a w Australii?
Jeśli chodzi o pracę mózgu, to się zgadzam. Niestety, nie słyszałam, żeby czyjeś ciało odmłodniało, za pomocą cudownego leku. Myślę, że powinniśmy sobie dać spokój z odmładzaniem na siłę. Ciała, to w końcu tylko pokrowce naszych dusz. Jak się całkiem zniszczą, dostajemy nowe. Dusze żyją wiecznie...Oglądam w TV twarze znanych ludzi napełnione biotoksem i zawsze patrzę na te maski z niesmakiem. Wyglądają 100 razy gorzej, niż gdyby zostawili sobie zmarszczki.
Postanowiłam, że jeśli zachoruję śmiertelnie, nie będę się leczyć, żeby przedłużać agonię. Chciałabym tylko umrzeć nie sprawiając nikomu problemu i szybko; i o to proszę Boga codziennie, bo zdaję sobie sprawę, że nie ma śmierci bez bólu.
Ponieważ właściwie pewnym jest (większość religii świata o tym zapewnia...), że znów się narodzimy, więc lepiej nie zwlekać, jeśli już musimy stąd odejść. Trzeba się nauczyć traktować kolejne narodziny i śmierci jako coś absolutnie naturalnego i zwyczajnego.

CZŁOWIEKOWI MAŁO POTRZEBA DO ŻYCIA...
Ja zawsze chciałam tylko conieco. Ale i tego nie osiągnęłam. Widać przeznaczone mi było w tym życiu posiadać tylko konieczne minimum.
Dziś w ogóle się tym nie przejmuję, choć na pewno wolałabym mieszkać w większym domu, mieć większy ogród i mniej sąsiadów. Wolałabym także mieć nowe granatowe auto z napędem na cztery koła!Wolałabym także, żeby moja córka wyłącznie śpiewała bluesa, nagrywała płyty, pisała książki i zarabiała duże pieniądze, żeby spotkała prawdziwie wartościowego mężczyznę i była z nim szczęśliwa już teraz, a nie niewiadomo kiedy.
Wolałabym też, żeby moje życie popłynęło razem z prawdziwym człowiekiem i żebym dojrzała wcześniej, niż mając lat pięćdziesiąt. W ogóle żebym wszystko dostała od życia jeszcze jak byłam młoda, a nie na koniec.
Wolałabym też, żebym zaznała mniej cierpień, a więcej radości, żebym miała kochających rodziców i szczęśliwe dzieciństwo.Żebym posiadała talent większy niż dostałam i dodatkowo: talent do języków obcych. Wolałabym także być zdrową przez całe życie i w ogóle, mieć ciało w doskonałej kondycji do końca życia. I jeszcze wiele bym wolała!...
A w ogóle, to wolałabym żyć na planecie pięknej jak Ziemia, ale gdzie ludzie byliby lepsi, mądrzejsi, szczęśliwsi, mniej zaharowani i żeby mogli cieszyć się, że żyją, a nie przeklinać ten świat. Kiedyś pisałam: „ Ziemio! przeklęta Ziemio! Jakież piekło może być gorsze od ciebie!...”Ale dziś, po tylu stratach, odrodzeniach i wędrówkach jest mi wszystko jedno! Dziękuję Bogu za dzień dzisiejszy, że co złe już poza mną, że być może nic gorszego już się nie wydarzy, że mam dach nad głową - gdy inni go nie mają, że mam co jeść i w co się ubrać i że mam wolny czas dla siebie, choć młodość minęła.
W sumie człowiekowi niewiele potrzeba do życia, tylko najpierw musi nie posiadać w ogóle niczego, żeby docenić - niewiele.



Na zdjęciach Wigilia 2010 roku. Z moją córenią nie wiadomo czy w przyszłym roku będziemy razem, ona w kwietniu wyjeżdża w świat, na długo, do pracy...


Zamieszczając zdjęcie ostatniego zachodu w minionym roku, obiecuję następny raptularz dużo wcześniej niż za rok i dziękuję za pamięć wszystkim, którzy niezrażeni, tu zaglądają (jak sądzę głównie do archiwum...).


______________________________________