poniedziałek, października 09, 2006

NIECODZIENNY RAPTULARZ - 9 października 2006r.

Październik - miesiąc babiego lata
W Australii spokojna wiosna, bez wyskoków. Takie babie lato, tylko trochę cieplej niż w pogodnych polskich październikach. Można już chodzić z gołymi nogami i bez swetra. Nie pada, słońce jeszcze nie mordercze, wiatr łagodny i suchy.

Australijska łąka na wiosnę

Dla mnie, październik zawsze był miesiącem nostalgii, obojętnie czy zastawał mnie w Polsce, Jugosławii, Italii, czy wreszcie w Australii. Po tamej stronie był złoto-fioletowy, tutaj jest zielono-biało-fioletowy. Trochę inne kolory, te same uczucia, fioletowy nastrój.
Przypadkiem, a może nie? pisząc dzisiejszy raptularz oglądam koncert „Czterdziestolecie Krzysztofa Krawczyka Sopot 2004r.” Pamiętam pierwsze kroki tego piosenkarza, gdy w Opolu 66r. przebrany za trubadura śpiewał z nieznośną manierą „Byłaś tu-u-u...” Był wtedy dwudziestolatkiem, który za wszelką cenę pragnął śpiewać i zrobić karierę. Bardzo mi się nie podobał, chociaż puszczał do mnie oczka ze sceny, gdy śledziliśmy próbę jego zespołu.

Tak wtedy wyglądałam. Jak wygląda K.Krawczyk i tak wszyscy wiedzą.

Potem nie byłam wielbicielką jego piosenek, choć śpiewał coraz lepiej - aranże miał jakby drugiej kategorii, a piosenki na mój gust były zbyt pop, taka muzyczna łatwizna pod publiczkę.
I dopiero spotkanie z Bregovićem, a przedtem wieloletnie śpiewanie w knajpach USA pozwoliło mu złapać własny styl i pozbyć się maniery (zakręcania głosu co parę taktów).
Dziś jest doskonały. Prosty sposób śpiewania, dojrzała, zachrypnięta barwa głosu, świetne aranże, piosenki melodyjne, ale nie proste, doskonałe muzycznie – super! Można słuchać jego (trzech ostatnich) płyt na okrągło.

Jak widać trzeba czterdziestu lat życiowych doświadczeń, żeby w końcu znalazło to odbicie w muzyce, którą się tworzy. I kto mi udowodni, że nie żyjemy za krótko! On tak jakby dopiero kilka lat temu NAPRAWDĘ zaczął śpiewać i powinien to robić conajmniej następnych kilkadziesiąt lat. A przecież jeśli się skończy 60-tkę, to już nic nie jest pewne na tym świecie.

Straszliwa! Niespotykana afera taśmowa!
„Beger ujawnia szokujące nagrania!” - rzeczywiście, szokujące, że ktoś prowokację aferzystki wpuścił w media i zrobił z tego sensację, gdy na codzień dzieje się to W KAŻDYM PAŃSTWIE I W KAŻDYM RZĄDZIE.Nie bądźmy naiwni, wiadomo, że polityka to „wielka kurwa”(J.B.Tito), 90% polityków nie wierzy w światłe idee, tylko walczy o kariery; zaplecza władzy zawsze są brudne oraz dobrze wiemy, że za wszystko płacą podatnicy, bo niby kto miałby płacić; a polityków nie zdobywa się na piękne oczy. No to, co to za Afeeeeeeeeeeeera.......?

Za czasów Kwaśniewskiego skandale i afery były na porządku dziennym - wciąż ich skutki Polska odczuwa, ale już się o tym nie pamięta, a nagłaśnia się duperele. Przy tym faktem niezbitym jest, że jeszcze żadnemu rządowi w Polsce, od samego początku tak nóg nie podstawiano jak PiS-owi. I nie łudźmy się, że tym co to robią, chodzi o dobro Polski. To tylko prymitywna walka o władzę.
Gdy czytam i słucham, co w ostatnim roku dzieje się w polskiej polityce, to jedynie przychodzi mi do głowy trafne polskie porzekadło: „Co za dużo to i świnia nie chce.”

P.s. Tym, którzy mnie źle zrozumieli: oczywiście jest to wypowiedź wyjątkowo cyniczna, ale czy może być inna reakcja na obecną sytuację w Polsce? Powtarzam: nikomu tu nie zależy na Polsce i Polakach, to brudna walka o władzę.

Film Olivera Stone: “Natural born killers”
Po takich filmach ogarnia mnie absolutne zniechęcenie. To samo czułam po polskim filmie „Wesele” (to współczesne, nie to Wyspiańskiego).
Satyra na zdegenerowane społeczeństwo. Seryjni mordercy są tu bardziej normalni od swoich rodziców, policjantów, dziennikarzy, nawet zwykłych gapiów na ulicach.
Nie to jest straszne, że taki świat wymyślił scenarzysta i przedstawił na ekranie reżyser, tylko, że taki świat wcale nie jest śmieszny i rzeczywiście istnieje. I to niekoniecznie za naszymi oknami. Często tuż obok. I nic nie możemy zrobić, bo musielibyśmy zrobić coś wszyscy i jednocześnie.

Dwie fajne reklamy
Przeważnie telewizyjne reklamy są głupie, nie wiadomo o co w nich chodzi i co reklamują albo harassmują wrzaskiem, brudem, golizną itp. Ale bywają i zabawne, jak dwie, które ostatnio chodzą w australijskich TV. Pierwsza to reklama ciastek TimTam. Mimiczny flirt dwojga młodych: on przystojny gin, który może zaspokoić każde życzenie dziewczyny, ale ona chce tylko napełnienia pustego opakowania po TimTamach. Oboje są apetyczniejsi od reklamowanych ciastek i świetnie grają. Lekko, z wdziękiem, z humorem. Jednak, choć przy reklamie się uśmiecham, to ciastek nie kupuję, bo są tłuste i mdłe.
Druga, to reklama karmy dla psów Pedigree. Długowłosy chłopak i pies kłapouchy w zwolnionym tempie żują swoją karmę jadąc samochodem i oglądając się za dziewczynami przechodzącymi ulicą.
Cóż... hoduję koty, one żują inną karmę - czyszczącą im zęby. Sama czasem żuję gumę miętową, ale najlepiej lubię żuć Red Skiny malinowe, których nigdy się nie reklamuje.
Jak widać w moim wypadku, reklamy choć sympatyczne, nie spełniają swojego zadania: producenci na mnie nie zarabiają, poprawiając mi jedynie samopoczucie.

Wniosek: choć rzadko, ale zdarza się, że chcąc kogoś naciągnąć, daje mu się coś za darmo.

Angelina w pończochach ma ogon!
Niestety na zdjęciu nie widać, że na tylnych łapach ma siwe pończochy, natomiast widać, że ma ogon! Nareszcie znów mamy prawdziwego kota z ogonem! (Ostatnio mieszkały u nas trzy manxy bez ogonów, jeszcze żyją takie dwa.)

Dowód, że ma ogon

Chemia naturalna
Bywa, że na filmie aktorzy uprawiają nawet szaloną, tzw. miłość, a widz nie wierzy! Bo widać, że to pozór i nie ma między aktorami żadnej chemii. (Nie mówiąc o uczuciach). Często obserwuję podobne małżeństwa.
Oglądając film „Desperados” z Anthonym Banderasem, głośno stwierdziłam, że dobrali się z Melanią Griffith, bo widać, że między nimi jest chemia. A na to moja córka rozsądnie: A która kobieta nie czułaby chemii do Anthony Banderasa?

A propos filmu „Desperados”, najbardziej podobał mi się wiszący w zaplutym barze napis: „Wszyscy klienci nie mają racji!”
Drugie a propos, ale dotyczące chemii: w polsatowskim „Kalejdoskopie” pokazano panią noszącą podwójne nazwisko Wrzeszcz-Zwada. No proszę, co za chemia!

Imigranci
Podkreślanie kto jest, a kto nie jest imigrantem w Australii jest idiotyczne. Może miałoby to sens w kraju, gdzie przybyszów jest znikoma ilość. Na naszym kontynencie-wyspie żyją przedstawiciele stukilkudziesięciu narodowości i oprócz Aborygenów wszyscy są imigrantami.
Łącznie z przybyłymi tu 200 lat temu Anglikami. Ci zresztą w ogóle nie mają się czym chwalić, bo ich przodkami w większości byli zesłani tu przestępcy. Natomiast wśród imigrantów innych narodowości przestępców była znikoma ilość, a głównie byli to ludzie biedni, przybyli tu „za chlebem” lub uciekinierzy polityczni. Do tego w ostatnich 30 latach osiedliło się tu wielu inteligentów po studiach wyższych i wielu znakomitych fachowców.
Dzięki nim Australia zmieniła się na lepsze. Poprawiła się architektura, przemysł, jedzenie, moda, kultura. Oczywiście wymieniłam to na chybił trafił.
Australia to kraj imigrantów, kto twierdzi, że jeden nim jest, a drugi nie jest, pojęcia nie ma gdzie żyje. Lepiej, żeby cicho siedział i nie prykał.

Sekretarka - po angielsku zgrabniej: answer machina
niektórym służy do głośnego myślenia. Choć w moim wypadku przyznam, jest to błędne koło! Ponieważ urzęduje ona na dole, a ja najczęściej przesiaduję na piętrze, znajomi wiedzą, że mają mówić długo, żebym zeszła na dół z niepowyłamywanymi nogami.

Po prawej:telefon bez sekretarki, niewątpliwie

Znajomi muszą zatem głośno myśleć jakieś pół minuty. Natomiast ci, którzy myślą aż do końca wytrzymałości sekretarki, przesadzają z tym myśleniem. Gdy zmęczona wracam do domu, monologów nie słucham, bo i po co? Gdy odzwaniam słyszę to samo.
Znajomi, błagam! Nie więcej niż pół minuty! W tym jedynym wypadku krótki numerek daje satysfakcję.

Głębokie przeżywanie na estradach
Obecnie, tzw. piosenkarzom i grajkom z grup smutnych młodzieńcow, czy obwieszonych złotem raperów nie starcza już sił, żeby wykonywać jeszcze coś tak prymitywnego jak śpiewanie, czy granie na instrumentach, ponieważ całą ich żywotność pochłania głębokie przeżywanie, w czym pomaga chodzenie po scenie, podrygiwanie, zażynanie gitar, walenie pięściami w keybordy, młócenie jednego rytmu na werbelku, machanie włosami (jeśli nie grzeją łysin kominiarkami), pokazywanie środkowego palca lub kciuka w geście „skazać go na śmierć” – i dodatkowo, gestykulacja łokciami jest tu szalenie ważna. Tymi ruchami podkreślają bowiem wielkość protestu, przeciw nieprzyzwoitej wprost rzeczywistości wypracowanej przez dinozaurów.
Śmiesznie jak robią to nastolaty. Przykro natomiast, gdy nie wyrośli z krótkich majtek trzydziestolaty. A jeszcze bardziej przykre, że mimo podeszłego wieku protestanci nie potrafią grać na instrumentach nawet na poziomie szkoły podstawowej, a „śpiewacy” ani głosów, ani słuchu nie posiadają.

Przeżywanie jest uczuciem wzniosłym, nawet jeśli jest głębokie. Ale żeby przekonać kogoś, żeby się utopił, trzeba się napracować i mieć wyjątkowy talent.

Pan
Pewna dziennikarka, zamieszczając w gazecie pełen oburzenia list na zachowanie innego dziennikarza, oprócz imienia i nazwiska tytułowała go Panem przez duże P. Słownie sugerując brak szacunku, jednocześnie okazywała mu przesadny szacunek, być może niezamierzony, po prostu nie wiedziała, że w języku polskim pan pisze się przez małe p, jeśli nie ma się akurat na myśli Pana Boga, czy bożka Pana. Zresztą, nie jest ważne co chciała wyrazić dziennikarka i tak często wyrażająca się niejasno.

Natomiast z przerażeniem słuchałam w telewizyjnym dzienniku polskim, nagranym dla potrzeb Polonii australijskiej, jak byłego agenta SB spiker tytułował z szacunkiem: były oficer SB - pan Witold W. Spiker okazał się całkowitym laikiem, bowiem gdzie jak gdzie, ale wśród jakiejkolwiek Polonii na świecie nie wchodzi w grę nawet tolerowanie agenta SB, a tym bardziej „panowanie”.

Choć z zażenowaniem stwierdzam, że w myśl zasady, że wyjątek potwierdza regułę, właśnie taki wyjątek występuje w Australii.

Nadzwyczaj poetyczna recenzja!
Oto dosłowne przetłumaczenie fragmentów wydrukowanej w języku angielskim reklamówki cygańsko-węgierskiego zespołu. Ponieważ tłumaczyła osoba doskonale znająca język polski i angielski, tłumaczenie jest idealnie dokładne:
„Teoria ewolucji pokazuje, że zgubione ogniwo jest węgiersko-cygańską muzyką.”
„Muzyka klasyczna była po to, żeby wchłaniać intelektualne implikacje i wykąpać się w emocjach.”
„Ponieważ wszyscy są z tego samego basenu muzycznej wiedzy, jedna kobieta z publiczności, która miała dużo księżycy za sobą, ale mało zmarszczek z przodu, śpiewała większość ich repertuaru i głos miała tak okrągły jak Melba.”
„Dźwięk skrzypiec S. też był okrągły, w środku rzadkiej estetyki, która była ciężko faworyzowana ozdobnikami, które mogłyby być puste, gdyby nie to, że twardy materac pasji pod tym wszystkim leżał.”

No proszę! A ja myślałam, że takie poetyzowanie odchodzi tylko w polonijnych sprawozdaniach!

Potępienie złych czynów narodu nie nazywa się rasizmem
Jeśli jedno państwo napada na drugie, to krytykujący tę napaść nie jest rasistą w stosunku do agresora, tylko człowiekiem sprawiedliwym, nie godzącym się ze zbrodnią jaką jest wojna (nie istnieją wojny sprawiedliwe, jedno słowo wyklucza drugie). Nie krytykuje on bowiem koloru skóry i cech narodowych, tylko AGRESJĘ, która może czynić mu się szczególnie niezrozumiałą, jeśli agresorem jest naród, niegdyś przeznaczony przez niemieckich zwyrodnialców na zagładę. Logiczny wniosek: ci którzy publicznie potępili napad Izraela na Liban nie są antysemitami, lecz sprawiedliwie oceniającymi zbrodnie wojenne - obojętnie jakiego agresora. Oraz: naród żydowski nie posiada specjalnych praw i może być krytykowany za swoje złe czyny tak samo jak każdy inny naród.

Nie wiem jednak jak potraktować fakt (przez niektórych uważany za usprawiedliwienie), że Izrael rozrzucił ulotki uprzedzające, że będą bombardować ludność, oraz fakt, że potem przepraszano za śmierć cywilów. Czy to dowcip?
(I już całkiem na marginesie, słuszne spostrzeżenie, nie moje zresztą: ci, którzy zginęli w holokauście i ci co dziś żyją w Izraelu, to zupełnie inne dusze.)

Generalne poglądy z dupy się wyciąga - twierdzą Australijczycy. I mają rację.
Na dzienniku telewizyjnym „Kalejdoskop” - spreparowanym dla australijskiej Polonii, dziennikarz z przekąsem informuje, że w Polsce powstało Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Wiadomo, że korupcja w Polsce ogromna, poprzedni rząd miał układy z gangsterami i jesteśmy dopiero na 25 miejscu na liście uczciwych państw! Obecny rząd wreszcie chce coś zmienić, a w „Kalejdoskopie” wytrzaskują facecika z USA, który mądrzy się, że u nich dochodzenie korupcji jest niemożliwe, bo przeczy zasadom demokracji???!!!(Pewnie dlatego USA jest na 20 miejscu uczciwości).
Po czym jego koleżanka z „Kalejdoskopu” mówiąc o Finlandii - jednym z najuczciwszych, stwierdza z pretensją: Ale w Finlandii tak jest od 30 lat!

Kto może zrozumieć o co właściwie dziennikarzom „Kalejdoskopu” chodzi i czy nie są to generalne poglądy z dupy wyciągnięte?

Australijski Idol 2006
Głosujący w tym konkursie mają wyjątkowego pipcia! Prawdopodobnie dzwonią głównie gęsiny, którym podobają się przystojni chłopcy. Dwa ostatnie Idole były niewypałami, bo powyrzucali najzdolniejszych. W tym jest podobnie. Właśnie wyleciała najlepsza wokalistka: Lavina. Śpiewająca bardzo emocjonalnie, czująca style, z wyjątkowo opanowaną techniką wokalną, z ciekawą aparycją.
Natomiast absolutne beztalencie: kaczorówna-donaldówna Lisa, która ma 90% dźwięków niedociągniętych o ćwierć tonu! w ogóle nie ma głosu ani talentu, nawet nie była zagrożona! Jakim cudem ta szczerząca zęby ślamazara znalazła się w finale, to wprost niewiarygodne. Widać, że nie darzą ją sympatią nawet koledzy biorący udział w konkursie – a oni najlepiej wiedzą, kto z nich jest prawdziwie utalentowany.

Jest to kolejny dowód, że tłuszcza nie może głosować, bo się nie zna. To zadanie dla komisji złożonej z ekspertów. Inaczej będą głupie konkursy z nagrodami, które nic nie znaczą. Ludzie nie kupują płyt finalistów Idoli (oprócz G.Sebastiana), bo wygrywali NIJACY.
Największy talent obecnie to Bobby, ten kudłaty. Wcale nie musi wygrywać Idola, ma taki talent i taką oryginalność, że niemożliwością jest, żeby nie zrobił kariery światowej. Idol mu do tego niepotrzebny, tylko dobry menager. (Oni przynajmniej się znają.)

Najbardziej mnie śmieszy, gdy
pokazując na ekranie telewizyjnym niebo z milionami gwiazd, informuje się o odkryciu kolejnej planety. To coś jak:

Blogowe szaleństwo



Ludziom potrzebna jest więź i chcą się dzielić, nie tylko w wąskim gronie. W Polsce już 1,5 miliona osób ma swoje blogi internetowe. Czyli, jeśli na moje blogi zabłądziło kilka tysięcy osób - to przy takiej liczbie mogę to uznać za sukces!
Choć jest to tylko odkrycie kolejnej planety...

Zatem do następnego raptularza! – Wasza planeta pełna niespodzianek.

Brak komentarzy: