niedziela, lipca 16, 2006

NIECODZIENNY RAPTULARZ - 16 lipca 2006r

DŁUGO TRWAŁO, ALE WRESZCIE POSPRZĄTANE!
(Przyznaję, że jestem leniem..)
Posprzątałam we frontowym ogródku, bo tak zarosło, że gości drapało po nogach i głowach!
(Tak naprawdę... to fotografie obrabiałam na Photoshopie. Najlepiej lubię nocne zdjęcia i oto nasz segment w nocy.)


Posprzątałam też na internecie i są przeróbki na blogu:
ponieważ komputera uczę się od niedawna i po amatorsku, więc wciąż wychodzi, że muszę przerabiać. Na usprawiedliwienie: jak człowiek dostanie paczkę z czymś, czego jeszcze nie widział, to początkowo nie wie, co z tym fantem zrobić! No więc trochę potrwało, aż rozgryzłam jeden blog na 6 części i myślę, że tak jest wygodniej i jak na razie szóstka wystarczy, bo i tak mam jeszcze dużo materiału do wbicia, żebyście poczytali (jeśli będziecie mieli ochotę) to, czego nie złapaliście w polonijnej prasie.

Na moim blogu nie ma możliwości podziału na rozdziały, zatem rozdziałami uczyniłam kolejne blogi, które łączą się linkami w kilka sekund! Jest ich w sumie 6, na każdym jest coś innego i bardzo łatwo można znaleźć to, co kogo interesuje.

1.Polonia – wiadomo, ale tylko pozytywnie, inną zajmuję się w felietonach.
2.Wywiady – głównie artystyczne, na tematy polonijne są na Polonii.
3.Felietony – Rozmyślania za kierownicą i NIE DAJCIE SIĘ ZWARIOWAĆ!
4.Raptularz – wiadomo (nazwa osiemnastowieczna).
5.Fotogaleria – zdjęcia rodzinne i przyjaciół – różne tematy.
6.Do góry nogami - w Australii – na onecie, dla rodaków w Polsce (i nie tylko).

Za późno zauważyłam, że blogowi Polonia nie zrobiono linków, więc prawdopodobnie go zmienię, bo od tego jest Polonia, żeby się łączyła.

LINKI SĄ PO PRAWEJ STRONIE - kliknij raz i już jesteś na innych tematach (blogach!)

W POLSCE WAKACJE!
W Australii niestety nie!
W Polsce, jak wieści niosą, upały trzydzieści stopni! U nas zima, nawet ostatnio dość zimna.
Tzn. kąpać się w oceanie raczej już nie można, choć w dzień bywa dwadzieścia kilka stopni.
Wakacje! zawsze były to najprzyjemniejsze miesiące w roku, nawet jeśli padało.
Najpiękniejsze polskie wakacje spędziłam na Mazurach, w Gdańsku i w Sopocie.

Ale najpiękniejsze z najpiękniejszych były w byłej Jugosławii nad Adriatykiem!
Tam znalazłam swoje miejsce na Ziemi, które jednak... nie mogło być moim! Może było w poprzednim życiu, albo kiedyś będzie? Albo mam w związku z nim deja vu, choć coś było w innym, acz podobnym miejscu?
Miejsce to znajduje się w Czarnej Górze, niedaleko zabytkowego miasta Budva i jest przecudownym hotelem na wysepce Sveti Stefan.
Gdy przyjechałam tam w październiku 1970r, o godzinie czwartej nad ranem, poczułam jakbym wróciła do domu!


Potem, w różnych miejscach było mi gorzej i lepiej, często nawet bardzo dobrze, ale tylko tam poczułam, że wróciłam do własnego domu.
O Świętym Stefanie napiszę jeszcze nie raz.

Na razie krótka informacja: jest to dawna wysepka rybacka, do której usypano przejście i wybudowano na niej mnóstwo domów z piaskowca, na wzór dawnych domów dalmatyńskich. Wszystkie one tworzą hotel, niestety - niesamowicie drogi! Przyjeżdżają tam: królowa angielska, Sofia Loren, Sylwester Stalone, kiedyś księżniczka Małgorzata i inne sławy...
Dziwne, mieszkałam tam tylko miesiąc, a mam uczucie, że ta wyspa do mnie należy i to te wymienione wyżej sławy są na niej intruzami, choć słono płacą, a mnie za pobyt tam jeszcze płacono!


Przyjechałam na Święty Stefan do pracy: zespół dziewczęcy w którym grałam na gitarze i śpiewałam, dostał miesięczny kontrakt w nocnym barze (w prawym rogu wyspy). Październik był ciepły, codziennie plaża i kąpanie, praca w nocy przyjemna, bo publika kulturalna (najczęściej śpiewałam Summer time Gershwina), a po pracy jeszcze często nocne kluby w Budvie, a sama Budva była przepiękna!
Była, bo obecna Budva jest odbudowana, kilka lat po moim pobycie, trzęsienie ziemi zburzyło wszystkie kamieniczki.
Na szczęście na Świętym Stefanie poległa tylko jedna cerkiewka, którą odbudowano.

Na zdjęciach: Święty Stefan - panorama, jak ją zobaczyłam po raz pierwszy, oraz ja koło cerkiewek i z basistką przed naszym domkiem. Miałyśmy szczęście, mieszkałyśmy w samym środku wyspy, okna wychodziły na ogromne tarasy zbudowane na skałach nad samym morzem.


Kocham Święty Stefan, może jeszcze wrócę tam, kiedy moja dusza uwolni się od ciała.

FOTOGRAFIE DO BLOGU NA ONECIE (Do góry nogami - w Australii)
i TROCHĘ O METEORACH


Wakacje i Festiwal w Opolu!
Ponieważ wciąż jeszcze nie opanowałam wbijania fotografii na polski blog, wbijam je tutaj, kto będzie chciał, to je znajdzie. Piszę tam o Meteorach, bo może jeszcze ktoś w Polsce je pamięta?
W Australii zwykle każdy się zastanawia, nazwa ta z jakimś zespołem mu się kojarzy, ale nie wie z jakim. Nie dziwię się. Meteory 40 lat temu zabłysły i zgasły, jak zapowiadając na koncercie w Opolu i udzielając informacji o każdej z osobna, przepowiedział Lucjan Kydryński: Żeby tylko nazwa nie była czymś w rodzaju wyroczni... Była.


Po Opolu zespół się rozpadł i każda poszła grać i śpiewać do innego zespołu. Rozjechałyśmy się po świecie, tylko Liliana Urbańska została w Polsce, kontynuując współpracę z zespołem Bossa Nova Combo. Jeden Meteor spadł w Szwecji: Danuta Olkuska–Orlando, jeden w Finlandii: Krystyna Szymańska i jeden w Australi: Elżbieta Celejewska. Była jeszcze jedna wokalistka w pierwszym składzie Meteorów: Bożena Betley, śpiewaczka operowa, żona dyrygenta. Bożena odeszła, gdy spodziewała się dziecka. Miała skończone dwa fakultety: flet i śpiew operowy. Nie wiem jak potoczyła się jej kariera, wiem, że śpiewała Traviatę w Teatrze Wielkim w Warszawie i widziałam ją w tej roli jeszcze w telewizji w Polsce, śpiewała bodajże, ze szwedzką operą.


Liliana pisała do mnie kilkanaście lat temu, że gdy prowadzili z Krzysztofem Sadowskim muzyczną audycję w polskiej telewizji, ktoś zadzwonił i zapytał, co się stało z dziewczętami z Meteorów. Liliana wtedy nie wiedziała, że ja wylądowałam aż w Australii.

To były fajne dwa lata, choć tylko nagrywałyśmy w studiu radiowym i płytowym, bo jedyne nasze koncerty były w Opolu 66. Podobałyśmy się tam publiczności i wykonawcom, bo jak powiedział Maciej Zembaty po naszym występie: To było bardzo świeże...


Nosiłam wtedy błękitny sztruksowy garnitur na wzór beatlesowych, ale najwięcej zainteresowania wzbudzały moje niebieskie, z cieniutkiej skórki beatlesówy, które na zamówienie wykonał szewc opery warszawskiej.
Wszyscy się dopytywali, gdzie je kupiłam.

Nie tylko garnitur i buty miałam niebieskie, romby na sukience opp-art też, oraz rzęsy i obwódki wokół oczu malowałam na niebiesko (jeszcze tego nie robiono, byłam pionierką takiego makijażu). Dzieci zbierające autografy, trącały się i mówiły: Ty, weź autograf od tej niebieskiej!

Noce też były błękitne. Balowało się do czwartej rano w dwóch knajpach na zmianę – wszyscy wykonawcy i pracownicy.


Meteory śpiewały trudne aranże - cztery dziewczyny na cztery głosy, nie jak np. osiem Alibabek na dwa głosy. Śpiewałyśmy głównie wokalizy jazzowe, gdybyśmy nadal istniały, byłybyśmy jedynym tego typu zespołem w Polsce. Zespół Bossa Nova Combo, z którym śpiewałyśmy prowadził kompozytor Krzysztof Sadowski (organy), a grali oprócz niego między innymi Zbigniew Namysłowski (sax) i Janusz Sidorenko (git).


Bordowy znaczek to pamiątka uczestnictwa w trzecim festiwalu opolskim. Tylko z takim znaczkiem można było wejść do amfiteatru na próby i występy. Przypomnę, że pierwsze miejsca zajęły wtedy piosenki Powrócisz tu i Na całych jeziorach ty, a debiutowali: Skaldowie, Trubadurzy, Blackout i grupa Pięć Linii z Gdańska, która jednak kariery nie zrobiła. Czerwone Gitary miały w tym samym co my, głównym koncercie, zaśpiewać No bo ty się boisz myszy - jako jedyny zespół big beatowy. Nie przyjechali, bo jak się okazało po latach, nie mieli pieniędzy na wynajęcie autobusu.
No bo tylko, jak T.Chyła zachwalał tego roku: Cysorz to ma klawe życie...

W Australii spotkała mnie niespodzianka, gdy mniej więcej 2 lata temu przeprowadzałam wywiad z podróżnikiem, rekordzistą z księgi Guinnessa, geografem i pisarzem Jurkiem Adamuszkiem na stałe mieszkającym w Kanadzie; ten gdy wszedł do mojego mieszkania, rozsiadł się na fotelu, szelmowsko zmrużył oczy i zaśpiewał: Każdy człowiek ma swój dzień je, je... Okazało się, że jego brat przechowuje na strychu nagraną przez Meteory „czwórkę”.

Pamiętał mnie także Stefan M. autor piosenek, kiedyś obracający się w muzycznych kręgach, a w Australii redaktor polskiej sekcji w radiu SBS, także reżyser sztuki, wg wierszy L.Amberowej, w której grali nasi utalentowani: Marta Kieć-Gubała i Jacek Lenartowicz. (A propos, Jacek wrócił do Polski, ostatnio grał w serialu Oficer.)

SAMOSTERUJĄCA STERYLIZACJA?
Wszystkie dzienniki telewizyjne podały w końcu czerwca 2004, że telefony komórkowe zabijają męskie zdolności rozrodcze o 30%. Po papierosach, konserwantach, to następny krok do ograniczenia ilości urodzeń. Wygląda, że ktoś tak steruje wynalazkami, żeby doprowadzić ludzkość do stopniowej zagłady.
A my, jak cielęta przyjmujemy nowości z entuzjazmem, nie zastanawiając się nad skutkami ani nie myśląc o przyszłości.
No to nie będziemy jej mieli.

No... NIE JEST TO AKURAT OPTYMISTYCZNY TEMAT...
wobec czego, oto zaprzeczenie tej wiadomości sprzed dwóch lat:

JOASIA PANTER!!!
Jak widać urodziła się po to, żeby napełniać ludzi RADOŚCIĄ!


Jak mam chandrę, coś mi nie idzie, albo jestem zwyczajnie smutna, oglądam zdjęcia Joasi lub przypominam ją śmiejącą się radośnie i już mi dobrze...
Najlepiej lubię oglądać ją na żywo, ale daleko mieszka!
(W Sydnej odległości między domami znajomych wynoszą dziesiątki kilkometrów.)
Ale Joasia napełnia optymizmem nawet na zdjęciach!


Kochanej Joasi i kochanym Rodzicom szczęśliwego pobytu w Polsce - niech będzie on tak radosny jak śmiech Joasi.
I wracajcie szybko, Australia też chce się cieszyć!

foto Joasi z Tatusiem - Mama

MAMY NOWEGO KOTA - NIESTETY!
Jak zwykle, sam się do nas wprowadził, choć przyznam zaproszony.
Słyszałam piszczącego kociaka przez dwie kolejne noce. W trzecią piszczała już moja córka, która wabiła podrzutka, czy dzikusa? do środka, za pomocą miauczenia i konkretniejszego mięsa. Kociak nabrał się na obietnice i zamiast życia na wolności bez jedzenia i mieszkania, ma wszelkie wygody: wyleguje się na łóżkach i fotelach, czasem łaskawie zjada wiskaz, preferując mięso i kurczaki.(My tego nie jemy!)
Będzie też chodziła po ogrodach jak dorośnie.


Nazwana została Angeliną (jak Jolie), bo sexi mruży oczy, natomiast usta ma małe, za to nochal imponujący! (Choć nie tak jak mój.)
Właściwie nazywa się Angelina W Pończochach, bo na tylnych łapach ma siwe pończochy, których niestety na zdjęciu głowy nie widać.

POCZTÓWKA OD IWONY
Iwona, czyli Poezja na ulicach Sydney - w krótkim filmie wg. mojego wiersza, poleciała do Polski. Po drodze zaliczyła TOKIO, z którego przysłała pocztówkę.

Zbiegiem okoliczności w tym samym czasie TV SBS pokazała Tokio, albo raczej kilka osób tam mieszkających i zajmujących się czymś dla nas egzotycznym. Np. muzyków zespołu rockowego grających na gitarach elektrycznych połączonych chyba z rurą wydechową motocykla, która wydawała przeraźliwy dźwięk, a akompaniowała walce szkieletów robotów.
Na filmie jeszcze bardziej uwidoczniono, że Tokio ma chyba najwięcej na świecie neonów, dosłownie jeden włazi na drugi, przez co na ulicach jest widno jak w dzień, ale światło jest przeraźliwe jak dźwięk gitary z rurą.
Wobec czego cieszmy się, że u nas oszczędza się prąd. Gaszę i idę spać!


Nasz tylny ogród też śpi... Dobranoc.

2 komentarze:

Dziunka pisze...

Witaj Cejla, obudziłaś i we mnie piękne wspomnienia ze św.Stefana.Był to piękny okres. Młode, piękne w cudownych miejscach Świata.
ja z kolei w momentach "dołów zawsze wracam albo na św. Stefan, Miloćer lub do Dubrownika. Od 40-tu lat w każdym roku jestem nad Adriatykiem co najmniej 1 miesiąc, często do 2-ch miesięcy. Tam się do dziś dnia czuję jak w domu. Jeżdziłam tam nawet podczas wojny mimo ogromnego ryzyka i strachu. Byłam podczas wojny i w Pocitelju, spotkałam człowieka, który do nas przychodził codziennie, wyobraż sobie, że to on mnie poznał mimo upływu tylu lat. Odwidzałam również inne miejscowości,ale św.Stefan to swięte miejsce. A to nasze zdjęcie które umieściłas na blogu przed naszym domem na św.Stefanie... Miło by było razem powspominać, może jeszcze w tym lub drugim życiu. Gorąco Cię pozdrawiam Jagoda

Elizabeth Celejewska pisze...

Niesamowite! znalazłas mnie po tylu latach! Ja niestety nie bywam nad Adriatykiem, bo od 30 lat mieszkam w Australii. Ale Adriatyk to dla mnie najpiekniejsze morze świata, australijskie oceany są wielkie i nieprzytulne... Napisz do mnie na elatrzecia@yahoo.com
Z wielką przyjemnością powspominam z Toba jeszcze w tym życiu... Serdecznie Cię pozdrawiam, Ela