ZIMNO, ZIMNO, brrrr.. BARDZO ZIMNO!...

Zwykle zima u nas łagodna – fajniejsza niż lato (bo nie ma upałów). W dzień bywa dwadzieścia kilka stopni Celsjusza, w nocy kilkanaście; słońce przygrzewa, a bywa, że jest tak ciepło, że można kąpać się w oceanie nawet w czerwcu. Ale w tym roku gnębi nas słota (jak w polskim listopadzie) - zimna i mokra (deszcze leją tygodniami), na zmianę z ostrym (jak polskim grudniowym), przenikającym do szpiku wiatrem.
Marzniemy podwójnie, bo w Australii nie ma w blokach centralnego. Jako tako grzejemy się olejowymi kaloryferami, piecykami na gaz, czy klimatyzacją, a w domach także bardziej efektywnymi piecami na drewno, czy kerozynę. Niestety, na noc wszystko się gasi, ze względu na koszty i bezpieczeństwo. Śpi się zatem w nieopalanych pokojach, gdzie temperatura spada do kilku stopni. Domy zaś mają cienkie mury, ściany z dykty, pojedyńcze okna oraz betonowe podłogi pokryte wilgotnymi wykładzinami.
Podobnie z ubraniami, najczęściej posiadamy głównie letnie, czy przejściowe. Tak więc tegoroczna zima nie ma nic wspólnego z legendą o słonecznej Australii i jest szczególnie ciężka dla zwierząt, które mokną i marzną pod gołym niebem.
Ciepło, a nawet gorąco, jest tylko w północnej Australii (za to latem jest tam prawdziwe piekło!...). Natomiast w głębi kontynentu pada śnieg, spadł także w leżących niedaleko Sydney Górach Błękitnych.

___________________________________________
A w Górach Śnieżnych sezon narciarski w pełni! Przed laty, byłam dwa razy „na zimowiskach” w Parku Kościuszki. Niestety, jeździć na nartach nie nauczyłam się - ze strachu, że połamię kości. Natomiast niewątpliwie byłam mistrzynią toboganu (blisko do ziemi...). Wzbudzałam zazdrość innych toboganistów, bo mnie udawało się dalej i szybciej zjechać! (Może to zależy od wagi? Lepsze zawieszenie? Hmmm...)


Z ostatniej chwili: ociepliło się! Jak na australijską zimę przystało!
________________________________
ZAADOPTOWAŁAM KUKUŁCZE JAJO...
Zakładając pierwsze blogi chciałam na nich prezentować tylko to, co mnie najwięcej interesuje - niekoniecznie sprawy społeczne. Tak się stało, że one właśnie zajęły główne miejsce na Blogowisku. W tym wypadku są więc jak kukułcze jajo, no... ale gdy już się podrzutek wykluje, opiekujesz się nim jak własnym...
Jednak dlatego właśnie raptularze i poezję wrzucam rzadziej - po prostu nie mam kiedy!
Jeśli komuś wydaje się, że prowadzenie portali internetowych nie pochłania mnóstwa czasu, to jest bezmyślny. Nie tylko trzeba napisać, cudze poprawić, wybrać czy znaleźć fotografie, ale jeszcze wbijać materiał na serwer, co często dłużej trwa niż samo tworzenie.
Dlatego czytaczy Raptularza proszę o cierpliwość i zrozumienie!
Materiału, zapisków i pomysłów, mam tysiące (choć są tacy, co by tego nie chcieli...), tylko brak mi czasu na ich realizowanie.
________________________________________
„ZIMNA GÓRA” – CHARLESA FRAZIERA
Są książki, które przelatujesz w poszukiwaniu treści lub gwoli spełnienia obowiązku – zaliczasz hit, ale bez przyjemności, bo to kit, nie hit. Na szczęście są takie, w których zdanie po zdaniu rozczytujesz, powracasz do raz przeczytanych, wprost rozkoszujesz się widokiem, który te zdania otwierają w twojej wyobraźni, odbierasz i żyjesz uczuciami przekazywanymi przez autora. Do takich książek należy „Zimna Góra” Charlesa Fraziera.
Najpierw obejrzałam film „Cold Mountain” z Nicole Kidman, Renee Zellweger i Jude Law; wyreżyserowany przez Anthony’ego Minghella. Piękny, głęboki w treści film, o ludziach, którzy chcieliby normalnie żyć, a zmuszani są do męczenia się, zabijania i poświęcania własnego życia w imię fałszywych haseł i idei, bo przecież i ta - niby słuszna, secesyjna wojna - była niepotrzebna. Niewolnictwo i bez niej upadłoby i to w krótkim czasie.
A absolutnie KAŻDA wojna doprowadza - biorących w niej udział - do stania się prymitywnymi, niszczącymi, mordującymi i gwałcącymi bestiami. Obojętnie, po której stronie się znajdują. W ekstremalnych warunkach nawet słabi i łagodni zamieniają się w potwory, które są w stanie popełnić najstraszliwszy czyn, byle przetrwać. Zresztą bezprawne prawo wojny im na to zezwala: Prawo też było nowe. Zgodnie z nim mogłeś zabijać, kogo chciałeś i nie szedłeś za to do więzienia, przeciwnie – otrzymywałeś odznaczenie. (Ch. Frazier)
Wszystkie wojny są bezcelowe. Są marnotrawieniem życia, dorobku ludzkości, przyrody. I każda wojna dokonuje w psychice ludzkiej chorobowych zmian, które nigdy się nie zacierają.

(Jestem łagodna, ale przyznam, że mam ochotę skutecznie dołożyć każdemu idiocie, który udowadnia, że są wojny sprawiedliwe i konieczne! Podkreślam: jestem pacyfistką dumną z tego, że myślę i czuję jak PRAWDZIWY człowiek.)
Książkę Fraziera przeczytałam już po obejrzeniu filmu i zachwyciłam się! Wiele lat nie czytałam książki napisanej tak wspaniałym stylem (a czytam kilka książek tygodniowo).
Każde jej zdanie jest arcydziełkiem, tej książki się nie czyta – w niej się jest. (Musi cię wciągnąć, jeśli nie jesteś robotem i masz ludzką duszę.) „Zimna Góra” to genialny debiut tego pisarza, nic dziwnego, że zrobiła niewiarygodną karierę na amerykańskim rynku literackim. Dostała National Book Award za najlepszą powieść amerykańską.(Paradoksalnie dowodzi to, że Amerykanie nie kochają wojen, choć je robią...)

Ps. Nie jestem w stanie zrozumieć bezsensownego zmieniania tytułów filmów w Polsce. „Zimna Góra” – te dwa słowa oddają wszystko, co się w tym filmie i książce mieści, a ktoś przetłumaczył to na ... „Wzgórze nadziei”! Przypuszczam, że chciał wylać kawę na ławę przygłupom. Tylko, że niestety, widz rzadko należy do przygłupów, za to ten, co przekręcił tytuł, na pewno.
____________________________________
ZDROWE MIESZKANIE
„To takie, gdzie nie ma chemii. (No proszę! Coś podobnego!!!) Wapnowane ściany, drewniana podłoga myta wodą z mydłem i konserwowana terpentyną. Jeśli już lakier, to pociągnięty woskiem pszczelim. Meble też należy pokrywać tylko terpentyną. A spać najlepiej na sienniku z owsianej słomy, może być położony na wierzchu fabrycznego materaca. Tapety rownież są niezdrowe.
Dobrze jest puścić dołem świeże powietrze (szczególnie na woskowaną podłogę) – tworzy się mikroklimat. Łóżko powinno być odsunięte od ściany co najmniej o pół metra. Grzyb na ścianie jest rakotwórczy.
Najważniejsze zaś jest podłoże, na którym stoi dom. Nie może być żadnej wody podziemnej, błota - nawet w wypadku wieżowca, bo wtedy w domu jest wilgoć. Uważać na piasek, oszukuje! Pod nim może być żywa woda. Przed budowaniem domu, zasięgnąć rady różdżkarza.”
W Australii na ogół są tekturowe, suche ściany, więc grzyby na nich nie wylęgają się tak łatwo jak na wilgotnych murach. No i mamy naturalny przewiew dołem, ponieważ wszędzie drzwi wejściowe i balkonowe są nieszczelne.
Natomiast te inne wskazówki z trudem da się zastosować, np. woskowanie podłóg pokrytych dywanową wykładziną. Trzeba zacząć od zrywania dywanów, które mimo ciepłego klimatu wciąż są tu najpopularniejsze.
W naszym domku dość zdrowo: podłogi kamienne i drewniane, przewiew, że głowę urywa i to non stop, nie ma grzybów ani tapet. Dom stoi na piasku pod którym nie ma wody. Ale sienników z owsa nie posiadamy i zdrowych rzeczy do konserwowania przedmiotów też. No i ściany są kolorowe, bo wapnowane kojarzą mi się ze szpitalem, choć ostatnio nawet szpitale bielą nie porażają.

(No cóż, pomarzyć każdemu wolno ...że są jeszcze na Ziemi zdrowe miejsca.)
______________________________
NIEISTOTNE OSOBY I WIADOMOŚCI
Wszystkie dzienniki telewizyjne od rana pokazują, że jakaś tam Viktoria, była członkini dupnego zespołu, który pojęcia nie miał o śpiewaniu, przyjechała gdzieś tam, ze swoim mężem jakimś tam.
Nie jest ona nawet przeciętną wokalistką ani interesującą kobietą, nie robi nic pożytecznego, a od jej męża jest wielu lepszych sportowców. Mimo to dziury w mediach często zatykają właśnie tą parą. Nie dziwiłoby to, gdyby nic ciekawego nie działo się na świecie, ale na przykład dziś: mamy i powódź w Anglii i morderstwa i inne kataklizmy – w wystarczającej ilości, żeby nakarmić głodnego sensacji widza. Ale dziennikarze telewizyjni - jak kucharze nie rozeznający smaczków - do pieprznego gulaszu zamiast odrobiny śmietanki wrzucają najtańsze lody z Mac Donaldsa.

_________
RZECZYWIŚCIE – BLUE!
Lubię serial „House”, którego bohaterem jest lekarz - detektyw tropiący rzadko występujące choroby. Telewizyjny dr. Hause nie tylko w 99% w końcu każdego odcinka dowodzi, co za obrzydliwe choróbsko gnębi kolejnego bohatera serialu, ale do tego, sam ma cudownie obrzydliwy charakterek. Jest bezczelny, ma sarkastyczne poczucie humoru, lekko chorych traktuje per noga, oszukuje, podrabia podpisy (jest uzależniony narkotycznymi lekami, z powodu choroby, która go gnębi); nikogo się nie boi i co najważniejsze mówi prawdę prosto w oczy – co już jest niewątpliwą zaletą. Złośliwa małpa i cynik, lecz kto go nie lubi? Wszak prawie zawsze ratuje czyjeś życie.
Oglądając ten serial można dowiedzieć się, jakie błędy genetyczne mogą nas zabić, co nas truje itp. Jako ciekawostkę podaję wiadomość z jednego z ostatnich odcinków: mężczyźni zażywający viagrę mogą widzieć wszystko na niebiesko.
No cóż... to rzeczywiście blue.... (Potwierdza się przysłowie, że co za dużo, to nie ...różowo.)
___________________________________
GINKO BILOBA USPRAWNIA PRACĘ MÓZGU.
„Jest to wyciąg z liści miłorzębu japońskiego (zwanego również drzewkiem życia). Wspomaga skutecznie leczenie najpoważniejszych niewydolności mózgu. Ma działanie antydepresyjne. Pomaga na szumy w uszach, zawroty głowy, migreny. Polepsza krążenie mózgowe, zwiększa zdolności koncentracji i zapamiętywania.”
No nie!... Już nie będę wynajdywała takich wiadomości, bo jeszcze ktoś je weźmie do siebie.
_______________________________
PIES!!!

_____________________________
NO PROSZĘ! JAK JA SIĘ ZNAM NA LUDZI - ACH!...


Dlaczego akurat ten fakt wypominam? Ponieważ wspomniany literat wreszcie pieje peany pochwalne (zasłużone) na temat gry Krzysztofa (Maestro! wybitny pianista!) i wzrusza się do łez na jego koncertach.
No i wyszło, że: „moja racja jest mojejsza, niż twojejsza!...” Zresztą nie pierwszy raz...

Na żałość, wszędzie pełno (więc i w australijskiej Polonii) puchaczy, którzy pohukując i robiąc wokół siebie zamieszanie myślą, że tym załatwią sobie popularność. Chociaż... czemu nie?... Wśród błądzących w ciemności?...
__________________________________
ZA DUŻO W TYM RAPTULARZU FOTOGRAFII NIEBIESKICH!...
Są tacy, którzy każdą aluzję przyjmują do siebie. (Prawdopodobnie dlatego, że mają nieczyste sumienie...) Więc może ktoś pomyśli, że z tą viagrą piję do niego, no to na koniec test: jeśli materace widzicie głownie w kolorach różowych, to znaczy, że to się was nie tyczy.

______________________________
CZŁOWIEK NIGDY NIE MA WYOBRAŻENIA, CO BĘDZIE W PRZYSZŁOŚCI
Nigdy nie wiemy, co stanie się w miejscu, w którym obecnie się znajdujemy, co zrobią ludzie, których znamy, jak długo będą żyli, jakich nowych ludzi spotkamy i co nam uczynią. Nie wiem, czy dobra jest taka nieświadomość, ale może gdybyśmy wiedzieli co będzie, byłoby to nudne i na pewno niesłychanie męczące.
Dlatego zostawiam was w niepewności, co do terminu następnego Raptularza... Pa!
____________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz