niedziela, grudnia 31, 2006

NIECODZIENNY RAPTULARZ – Sylwester 2006/7r

Foto: Tomek Koprowski


DZISIAJ SYLWESTER!

Wydaje mi się jakbym niedawno pisała, że właśnie nadchodzi rok 2006, a on już się kończy!
Nie myślicie, że życie ludzkie trwa za krótko, a lata lecą zbyt szybko? Ciekawe, dlaczego nie możemy sobie pożyć 900 lat, jak nasi pradziadziadowie Adam i Ewa?
Zresztą, może by nam się znudziło...
Bo jakżeż nasi biedni prarodzice się nudzili! Bez telewizji, kina, radia, gazet, książek, muzyki elektronicznej, internetu, kuchni wyrafinowanej i chorobotwórczej... Co prawda podziwiali nieskażone piękno przyrody, ale oprócz tego właściwie nic innego nie mieli do roboty. (No, może spłodzenie ludzkości...)

2007 rok ma być spokojny. Uczeni oznajmili, że w nadchodzącym boskim roku (święta liczba 7), jak co jedenaście lat słońce przestanie szaleć, a więc nie będzie kataklizmów, a ludzie będą spokojniejsi, co zapowiada mniej wojen i ataków terrorystycznych. (Szkoda, że słońce nie może uspokoić żywiołów i ludzi całkowicie. Pewnie musiałoby zgasnąć...)
Jak na razie w Australii jest cudownie, temperatury nie szaleją, jest nawet chłodno (w zeszłym roku mieliśmy ponad 40 stopni!). Ludzie zaś jak (prawie) zawsze są przyjaźni i sympatyczni. Miejmy nadzieję, że tak się utrzyma.

Na początek zaległości z roku 2006.

Fajerwerki w Sydney właśnie wlatują w niebo! Aktualne fotografie już jutro! Tomek Koprowski tam jest i pracuje! Grzmoty fajerwerkow do nas docierają, tuż za obrazem telewizyjnym.

2006 BYŁ ROKIEM MOZARTA!
Jakoś nie mogłam się zebrać, żeby zaznaczyć ten fakt w raptularzu. A to pierwszy na świecie kompozytor, który wypiął się (także dosłownie) na możnowładców. Pewnie dlatego miał odwagę i udało mu się uwolnić, bo był beztroski, wierzył tylko w swój talent i nie szanował pomników ani pieniędzy. Ale jak to na świecie zdarza się od zarania dziejów, jego genialność oceniono dopiero po śmierci (nie ozłacając go za życia), bo na tym świecie przede wszystkim liczą się pieniądze. (W biblii liczyły się także talenty, dziś niestety tylko dolary...)

Dowód na fotografii obok. Rynek w Salzburgu, w domu po lewej (pomarańczowym) urodził się W. Amadeusz Mozart – a dziś co tam jest? Targ i to pewno pchli...

Kto jeszcze nie obejrzał „Amadeusza” niech zrobi to jak najprędzej. Film jest niewątpliwie genialny, a muzyka boska. (Czyli coś na 2007 rok!)


KWARTET WOKALNY "METEORY"

Już na koniec roku odnotowuję historię zespołu, który przestał istnieć dokładnie 40 lat temu. Oto informacje i fotografie. (Podziwiajcie co można zrobić na photoshopie z czarno-białymi staruteńkimi fotografiami!)
Meteory - żeński kwartet wokalny. Powstał początkiem 1965r. w Warszawie. Założycielką była Liliana Urbańska, flecistka i wokalistka związana z grupą Bossa Nova Combo - prowadzoną przez pianistę i organistę jazzowego oraz kompozytora („Osiemnaście mieć lat, to nie grzech”) Krzysztofa Sadowskiego (prywatnie męża Liliany).

Początkowo zespół nagrywał wokalizy jazzowe na cztery głosy, wraz z zespołem Bossa Nova Combo. W składzie(głosami z góry na dół): Liliana Urbańska, Bożena Betley, Elżbieta Celejewska, Danuta Olkuska-Orlando. Po odejściu Bożeny (która poświęciła się solowej karierze operowej) zastąpiła ją Krystyna Szymańska. W tym składzie zespół wystąpił na IV Festiwalu w Opolu w 1966r, z piosenką „Każdy człowiek ma swój dzień” kompozycji Krzysztofa Sadowskiego. Piosenka, choć nienagrodzona stała się przebojem roku 66.
W Opolu Meteory wystąpiły wraz z big bitową grupą instrumentalną Tajfuny.
Choć dzięwczęta z Meteorów bardzo się podobały, a ich piosenkę wszyscy śpiewali, zespół rozpadł się jeszcze tego samego roku.
Stało się więc tak, jak przeczuł Lucjan Kydryński, gdy zapowiadając ich debiut na opolskiej scenie wyraził obawę: „Żeby tylko nazwa nie była czymś w rodzaju wyroczni...” (Przyznam, że to moja wina, ponieważ to ja, zafascynowana kosmosem, tę nazwę dla zespołu wymyśliłam.)

Meteory były także pierwszym w Polsce dziewczęcym zespołem instrumentalno-wokalnym; ponieważ wszystkie członkinie miały skończone wyższe lub średnie szkoły muzyczne, wszystkie grały na fortepianie; a w zespole na gitarach elektrycznych, gitarze basowej, flecie i na organach.Zespół pozostawił wiele nagrań radiowych, które jeszcze co najmniej dziesięć lat szły w Polskim Radiu. Jako akompaniujący zespół wokalny nagrał kilka płyt z Danutą Rinn, Bogdanem Czyżewskim, oraz swoją solową czwórkę: „Na kosmodromie” (muz. K.Sadowskiego) – N 0396.

Z czasem dziewczęta z Meteorów rozjechały się po świecie: Ja (ta w garniturku z fryzurą na beatlesa) - Elżbieta Celejewska mieszkam i działam w Australii, Danuta Olkuska-Orlando w Szwecji, Krystyna Szymańska w Finlandii. W Polsce pozostała jedynie wokalistka Liliana Urbańska, nadal współpracująca z zespołem instrumentalnym Krzysztofa Sadowskiego. Ich córką jest znana wokalistka Marysia Sadowska.

POŻEGNANIE Z SELEDYNOWO-SREBRNYM VOLVEM 760 DE LUX!

To było szczęśliwe autko! Stareńkie, bo już w chwili kupna miało 20 lat, ale jeszcze cztery lata pojeździło. Gdyby dostało się w ręce faceta, który lubi w autach dłubać, pojeździłoby następnych pięć. Niestety ja nie umiem i nie lubię dłubać, a mechanik za dużo zażądał za podłubanie i autko idzie na złomowisko, choć wciąż jest na chodzie!
Chłopak, który go sprzedawał zapewnił, że nigdy nie miało wypadku i lekko poklepał go po dachu życząc szczęścia, gdy odjeżdżałyśmy. I tak było. Jak widać są jeszcze na świecie ludzie, którzy innym dobrze życzą...
Pożegnanie z moim ulubionym autkiem uchwycił na fotografii Tomek Koprowski.
Moja córka nie jest sentymentalna i lubi nowoczesne auta, więc nie chciała się sfotografować.

PORA NA ŻYCZENIA

Wszystkim, którzy zabłądzą na moje „blogowisko” - jak je nazwała koleżanka dziennikarka - życzę, żeby nadchodzący rok rzeczywiście był taki spokojny i szczęśliwy dla Was wszystkich - jak zapowiadają! A do tego jeszcze, oprócz najważniejszego zdrówka, coś równie ważne: niech się Wam spełnią marzenia – chyba wreszcie pora, żeby się spełniły, no nie? Tylko w to naprawdę uwierzcie.

W Sylwestra i w Nowy Rok z tym na górze nie przesadzajcie,
natomiast z tym na dole, wręcz powinniście sobie poprzesadzać zawsze i o każdej porze:

Na koniec kluczyk do szczęścia, w które macie uwierzyć, żeby się spełniło.



Bawcie się dobrze i do zobaczenia w styczniu 2007!

piątek, grudnia 22, 2006

NIECODZIENNY RAPTULARZ - 22 grudnia 2006r. CHRISTMAS

Pora na nastroje grudniowe ...które wbijam na raptularz pod koniec grudnia. Już nie przepraszam, bo ciągle się spóźniam, ale proszę o cierpliwość. Tak jakoś się dzieje, że im jestem starsza, tym mniej mam czasu - może i wam nie obcy jest ten paradoks wieku „statecznego”?
Ale żyje się nie tylko raz... I to mnie trzyma ...przy życiu.

Oczywiście i - przede wszystkim - życzę wszystkim moim wiernym i niewiernym czytaczom bardzo, bardzo, bardzo wesołych i szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia.
Tylko się nie przejadajcie i nie przepijajcie! A po jedzonku pospacerujcie, ja ostatnio to robię i dobrze mi z tym.


W Polsce w tym roku najcieplejsza jesień od dwustu iluś tam lat, ale niedługo pewnie będzie śnieg i mróz.
Ponieważ świat się zmienia, u nas było całkiem zimowo! Dopiero pod koniec miesiąca się ociepliło. Zaczęło się, co prawda, australijskie lato (na antypodach pory roku zaczynają się pierwszego dnia miesiąca, a nie jak udowadniają niektórzy 21), obecnie nareszcie jest ciepło w sam raz, ale bywały prawie mroźne nocki , w które przydałoby się włączyć ogrzewanie - co tu jest ewenementem o tej porze...

Ale nic to, za parę dni może być nawet 40 stopni w cieniu, bo w Australii temperatura w ciągu jednego dnia potrafi skoczyć o dwadzieścia stopni.

Jeśli ciepło, to jak co roku w Australii: „Płoną góry, płoną lasy...”. Na szczęście eukaliptusowy busz natychmiast się odradza, choć niestety dużo zwierząt ginie, albo jest ciężko poparzonych. Nie mówiąc już o spopielonych ludzkich dobytkach – często całego życia. Bywają też wypadki tragicznej śmierci strażaków. Jest wielu wspaniałych ludzi, ochotników, którzy dosłownie w środku piekła, gaszą pożary. Bezimienni bohaterowie - to im zawdzięczamy, że do nas ogień nie dociera.
A pożary zawdzięczamy gówniarzom podpalaczom, wobec których wciąż stosuje się tu zbyt łagodne kary. Choć ostatnio prawo jakby się obudziło: trzynastoletni bandyta, który (niedaleko naszego domu!) oblał benzyną dziewięcioletniego kolegę, a potem go podpalił – mimo niepełnoletności będzie sądzony za próbę zabójstwa.

W sklepach szaleństwo zakupów! Jak zwykle z obłędem w oczach wyrzucamy pieniądze na śmiecie, o których zapominamy natychmiast po odpakowaniu paczek.

foto Janusz Iwanus
Piszę my, choć właściwie mnie to już nie dotyczy - od kilku lat nie kupuję prezentów, wysyłam natomiast coś ekstra dziecku w Afryce (które sponsoruję). A może i wy postąpilibyście podobnie?

Zamiast napełniać kabzy sprytnym, hipnotyzującym was tandetnymi błyskotkami fabrykantom, złóżcie się i zamiast beznadziejnych prezentow ofiarujcie całą sumę na cele charytatywne. Moi wigilijni goście zgodzili się dać, ile kto może, na maleńkiego Szymonka ze Szczytna (patrz blog Apele o pomoc).

Nie zapomnijcie, że na świecie wciąż pełno jest „dziewczynek z zapałkami”, ktoś musi im pomóc – może TY?

O największym, grudniowym wydarzeniu wśród sydnejskiej Polonii piszę (niestety!...) w cyklu felietonów „Nie dajcie się zwariować!”. Jest on też (bez nazwisk) w świątecznym wydaniu sydnejskiego Expressu Wieczornego. Już można poczytać. A reportaż fotograficzny Tomka Koprowskiego z tego największego polonijnego (sydnejskiego) festiwalu znajdziecie na Fotogalerii sympatycznej.

W radiu SBS, w polskiej audycji podano, że udanej imprezy pogratulował sam premier Howard, pewnie dlatego, że na niej nie był... Można by to przyjąć za żart,ale...

POLSKIEGO BOŻEGO NARODZENIA NA DARLING HABOUR W OGÓLE MOŻE NIE BYĆ ZA KILKA LAT...
...bo jak napisał w sydnejskim Expressie Wieczornym nr 47, z 19 listopada 2006r - dobrze w tych sprawach zorientowany Eugeniusz Bajkowski - rząd federalny premiera Howarda dąży do zlikwidowania wielokulturowości w Australii! I to już nie są żarty! Powinniśmy wszyscy protestować póki czas, bo potem będzie za późno.
Wg. słow E. Bajkowskiego, obecny nasz rząd „zamierza nawet usunąć słowo wielokulturowość” (The Australian). W 2006r nie przedłużono kadencji Council of Multicultural Australia, a gazety koncernu Murdocha piszą o „zwariowanej wielokulturowości”, oraz, że „czas skończyć z obcymi kulturami, językami, rocznicami, a nawet obcymi strojami.” To znaczy, najpierw odciąć dotacje, a potem w ogóle zabronić.

foto Tomek Koprowski
Jeżeli ten rząd zdecydował się na tak niepopularne i niezręczne posunięcie, to należy się zacząć bać, ale nie tyle zniesienia wielokulturowości, co zamieszek, buntów i demonstracji, a nawet aktów terroryzmu - co nie będzie dziwne. W Australii, żyją przedstawiciele prawie dwustu narodowości i do tej pory nie było z tym żadnego problemu. Przeciwnie, dodają one kolorytu temu krajowi. Urozmaicone jedzenie, sklepiki, restauracyjki i kafejki, ciekawsza architektura, imprezy, radio i telewizja SBS (obecnie atakowane), TV etniczna na kanale 31, stacje radiowe - jak choćby Radio 2000FM.

Wyobraźmy sobie co będzie się działo, gdy to wszystko się zlikwiduje, a na ulicach zabroni się rozmawiać w innym języku niż angielski! Być może obecny rząd tak pojmuje demokrację, ale z pewnością nie naród, który JUŻ w dziesiątkach tysięcy wychodzi na ulice, żeby protestować przeciw niepopularnym uchwałom rządu, którego popularność spada...

JAK CHRISTMAS – TO BAJKI, BO TO ŚWIĘTO BAŚNIOWE...
A najpiękniejsze bajki stworzył J.Ch.Andersen. (Można go znaleźć na rysunku poniżej, wmieszanego w sławnych ludzi jego epoki.)


DUŃSKI FILM „MŁODY ANDERSEN (YOUNG ANDERSEN)
to film o przemocy i o tym jak człowiek nadwrażliwy musi stać się silnym, żeby przeżyć i tworzyć. W świecie zła, pełnego ludzi podłych i cynicznych, gdy zjawi się ktoś taki jak Andersen, sprawia wrażenie przybysza z innego świata, czy chociażby z innej planety.
To także film o zależności biednych od bogatych. Geniusze urodzeni w ubogich rodzinach, zależeli od „na pstrym koniu jeżdżącej” łaski pryncypałów. Dziś jakby się poprawiło: nawet jeśli urodzą się biedni, dzięki talentowi mogą osiągnąć pozycję, pieniądze i nakichać na bogatych.
Historia Andersena nastolatka, ubogiego geniusza, to opowieść o pobycie w przerażającej szkole i prowadzącym ją sadystycznym nauczycielu, który usiłował zabić w bajkopisarzu wrażliwość i fantazję. Ale też przykład, że można stać się silnym i zwyciężyć choćby najgorszego podleca.

Sadysta z filmu o młodym Andersenie, mścił się za swój mierny talent i przegrane życie. Ponieważ bajkopisarz miał możnego pryncypała i nie wolno go było bić, nauczyciel katował przyjaciela Andersena – sierotę, wątłego, małego Tuka. Gdy wreszcie Andersen opuścił szkołę, żeby tym czynem uratować przyjaciela, nauczyciel bezkarnie zakatował chłopca na śmierć. Dziwne to były czasy. ( Choć przecież dziś też, gdy umiera bezdomny, prawie nie prowadzi się śledztwa...)

Po śmierci przyjaciela Andersen dał się złamać: przestał tworzyć, zaczął się uczyć tego, co w ogóle było mu niepotrzebne, ale wreszcie nie wytrzymał prozaiczności takiego życia i postanowił się utopić. Gdy szedł na dno jeziora miał wizję Tuka, który kazał mu wrócić na ziemię i pisać. Ociekający wodą przyszedł do dręczyciela, żeby mu powiedzieć: „Dziękuję, że z twojego powodu chciałem się zabić, bo się uratowałem i teraz jestem bogaty” (uczuciowo).
Pewnych spraw nie jesteśmy w stanie zapomnieć. Andersen nawet na łożu śmierci przeżywał tragedię małego przyjaciela, który składając ofiarę ze swojego życia, dał mu siłę przezwyciężenia przemocy; siłę przetrwania i wiarę, że to co tworzy, jest potrzebne ludziom. Może nawet niezbędne, bo dzięki jego bajkom, wielu wyrosło na dobrych i wrażliwych na nieszczęścia innych.

Niewielu jednak wie, że mogą za to podziękować także małemu Tukowi, który był postacią autentyczną.

MAŁO ŚWIĄTECZNE, ZA TO IRYTUJĄCE: P.........TA DZIENNIKARKA...
...bardzo przepraszam, ale niestety... zawsze gdzieś się jakaś (-kiś) znajdzie.
Porady „Żądło pod nadzorem” - Przyjaciółka nr 34, 2006r. cytat: „Jeśli ukąszony (przez pszczołę) traci przytomność, wstrzyknij mu zawartość ampułki antywstrząsowej Ana-Kit, Fastject lub Epi-pen (można je kupić tylko na receptę, cena od 50 – 250zł.)"
Albo tytuł w tym samym numerze: Specjalne wydanie charytatywne Przyjaciółki: „Wiem, że teraz mogę wszystko”(o Natalii Kukulskiej).
Ludzie, litości!!!

PIEPRZU I SOLI ZAWSZE W ŻYCIU NAJWIĘCEJ
Pewnie dlatego żebyśmy docenili chwile, które nie szczypią i łez nie wywołują. No, i żeby nas czasem od nadmiaru słodyczy nie zemdliło.
Ale w czasie świąt nie przesadzajcie z ostrymi przyprawami...

...NATOMIAST BĄDŹCIE SŁODCY JAK JOASIA!
Wobec czego następne fotki córci, która ma w sobie wyjątkowo dużo radości i życzliwości dla innych. Joasia jest promienna jak gwiazdki na niebie! Jeszcze nigdy nie spotkałam istoty, która by napełniała, aż tak dobrą energią wszystkich, którzy znajdują się w jej zasięgu.
Popatrz na promienną Joasię i uwierz, że jutro naprawdę będzie lepiej!
Więcej! Od tej chwili już jest lepiej!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!! I niech się święci jak najweselej...











NA KONIEC JESZCZE KOTY ŚWIĄTECZNE
Mała Belka (Izabelka na choince) i ten, co u nas miauczy na answer maszynie i kot Mikołajowy – od nich też Wszystkiego Najlepszego!



Ps. Będzie jeszcze noworoczny raptularz, a więc do zobaczenia po świętach!