_____________________________________________
Nie wiem, czy w przedświątecznym zamieszaniu zdołam napisać kolejny raptularz, zatem narazie życzę wszystkim czytającym te strony wspaniałych, wesołych, cudownych Świąt Bożego Narodzenia, oraz bezmiaru szczęścia w 2008 roku!
Niech się Wam spełnią wszystkie marzenia!______________________________________________
... bo PAŹDZIERNIKOWE SŁOŃCE CHYBA WSZĘDZIE PATRZY NA NAS Z BOKU?...
Ten miesiąc, dla mnie, zawsze jest miesiącem nostalgii... W Polsce snuło się babie lato, przeważnie było ciepło, liście złote i czerwone. Nosiło się płaszcze, albo lekkie paletka, rozpięte zresztą. Gołe głowy, szaliki dla ozdoby...
Jaki jest październik 2007 w Polsce - nie wiem. W ogóle nie wiem jakie są teraz polskie miesiące. Wyjechałam w 1982 roku, po to, żeby nigdy nie wrócić. Chociaż?... „Nie mów nigdy, nigdy...”. Miałam przecież mieszkać w byłej Jugosławii...
Najpiękniejszy mój październik był nad Adriatykiem, gdy w 1970 r. grałam na wyspie-hotelu Sveti Stefan, w Czarnej Górze.
Z pewnością jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Szczególnie zachwycisz się, gdy znajdziesz się pośrodku wyspy, gdy będziesz spacerować po jej uliczkach i z tarasu lub skalnego urwiska oglądać zachód słońca topiący się w wodzie spokojnej jak lustro. Promienie zachodu rozszczepiają się tam na wystających z morza bezludnych wyspach-skałach i wszędzie panuje doskonała cisza i niewiarygodny spokój. Oszałamia mieszanina zapachu kwitnących drzew, krzewów i morskiej wody...
Tylko raz w życiu, właśnie tam, gdy o czwartej rano zmęczone całonocną podróżą wysiadłyśmy z mikrobusu zapchanego walizkami i aparaturą, przy pierwszym kroku na ziemi tej wysepki poczułam, że wróciłam do domu. Potem już żadne miejsce na świecie nie wydawało mi się domem. Dlatego gdzie bym nie była, czuję się obco i tymczasowo, choć siedzę tam latami...
Tych co mają pieniądze i lubią podróżować, zachęcam: wybrzeże koło Svetog Stefana (Budva, Monte Negro) należy do najpiękniejszych na świecie.
Zakwaterowanie na samej wyspie kosztuje majątek i przyjeżdżają tam najbogatsi, ale można za pewną opłatą wejść na wyspę i pobyć trochę, choć to nie to samo, co budzić się tam i zasypiać...
Dawno temu była to wysepka rybacka, za czasów komuny zbudowano tam luksusowy hotel, który tworzą łączące się ze sobą kamieniczki w dalmatyńskim stylu (ściany z piaskowca, czerwone dachówki) i wille, ustawione wzdłuż wąskich uliczek.
Z dawnych zabudowań zostały tylko trzy zabytkowe cerkiewki, z których jedna poległa w czasie trzęsienia ziemi, ale ją odbudowano. Sama wyspa ma wiele poziomów, chodzi się tam po schodkach różnej wysokości.
Adriatyk to spokojne morze, kąpiel w nim to czysta rozkosz, ale jak ktoś boi się rekinów, które czasami się pojawiają w pobliżu, ma do dyspozycji baseny na wyspie.
Miałam szczęście, nie tylko przez miesiąc mieszkać w apartamencie, w którym dzienny pobyt kosztował (w tamtych czasach!) US $100, ale jeszcze dobrze mi płacono za przyjemną pracę. Śpiewałam i grałam na elektrycznej gitarze w nocnym barze, którego taras zawieszony był na skalistym brzegu. Gdy nie było gości, szef baru z tarasu łowił ryby!
Śpiewałam wtedy najczęściej Summer time Gershwina i Sympathy - akurat wtedy szalenie modne. Przebojem tamtych czasów była też przeróbka IX symfonii Beethovena śpiewana przez Miguela Riosa. Często słyszałam te piosenki puszczane w sklepiku z płytami w pobliskiej Budvie. A propos, stara Budva została całkowicie zniszczona przez dwa trzęsienia ziemi, bodajże w latach osiemdziesiątych i dokładnie, w całości odbudowana!
Rok później znów dostałyśmy kontrakt na Sv. Stefan, ale ponieważ akurat
grałyśmy pod włoską granicą, koleżankom nie chciało się jechać w dół wybrzeża, wróciłam więc tam już tylko jako turystka. I do dziś nie mogę odżałować...
W ogóle wybrzeże Adriatyku – to bajka. Niestety są tam niespodziewane trzęsienia ziemi, bardzo silne czasami. (Jedno słabiutkie przeżyłam w Dubrovniku.) Choć dla wczasowicza trafienie w czas trzęsienia ziemi jest minimalne, jednak może się zdarzyć. Mimo to przyjeżdżają tam setki tysięcy turystów, którzy się nie boją...
Ja sama, tylko i wyłącznie tam, jeszcze teraz pojechałabym, gdybym miała money, money, money...
Zapraszam do wycieczki chociaż na fotografiach. Tak wyglądają romantyczne uliczki na wyspie.
Można też otworzyć videoklipy, na których jednak jest Czarna Góra – ogólnie i dograno kiepską muzykę...
NIELOGICZNOŚĆ
Na każdym filmie, gdy wyciągną niedoszłego topielca z wody, ktoś litościwie otula go kocem, a przynajmniej własnym paltem - zamiast przedtem ściągnąć z niego mokre ubranie. Siedzi taki, ocieka wodą i trzęsie się jakby nie był okryty. Bardzo często, z takim brakiem logiki postępujemy w życiu.
Przykrywamy, zamiast usuwać, a to właśnie powoduje choroby fizyczne i psychiczne.
Albo chaos, który obecnie panuje w polskiej polityce.
ZAROZUMIALSTWO JEST SAMOBÓJCZE
(Podobnie jak rasizm, patrz mój felieton „Samobójczy rasizm” – Felietony na Blogowisku) Człowiek zarozumiały niczego nie potrafi robić dobrze, a jednocześnie nadyma go poczucie fałszywej wartości. Dzięki temu osiągnąwszy co nie co, tkwi w miejscu. Przy tym, dzięki zarozumialstwu, ma zapewnioną niechęć otoczenia. A w zrobieniu kroku naprzód, przeszkadza mu zbyt ciężkie ego oraz strach przed nowym, bo zarozumialec nie zna się na niczym, nie śledząc postępu, dufając, że wszystko wie najlepiej.
Zarozumialstwo to śmierć duchowa. Jest cechą ludzi małych, nie osiągających sukcesu. Naprawdę utalentowani są skromni, otwarci, bezpośredni. Dlatego wciąż idą naprzód i osiągają prawdziwą wielkość.
Zarozumialec nie doceni cudzego sukcesu, czy osiągnięcia, przede wszystkim dlatego, że jest zazdrosny. Na ogół leniwy, jednak zorganizuje akcję przeciw osobie, która zrobiła coś wspaniałego, chcąc ją psychicznie pognębić - choć przeważnie taka akcja mu się nie powiedzie (chyba, że trafi na takich jak on...), bo ludzie patrzą i czują obiektywnie.
A tylko wielkoduszny człowiek potrafi przyznać, że ktoś inny zrobił coś lepiej od niego, dlatego ukłon w stronę wszystkich, którzy doceniają wartość cudzej pracy i działania. Takim ludziom, życzę, żeby przez życie przeszli „śpiewająco” – jak w piosence R. Rynkowskiego.
Przy okazji dziękuję Markowi Baterowiczowi za miłe słowa dotyczące mojej recenzji ze sztuki „Party”.
UZDROWIENIE DUSZY
jest o wiele ważniejsze niż uzdrowienie ciała. Ciało umiera, a dusza jest nieśmiertelna i nigdzie nie podano, że dusza nie choruje i jest doskonała. Chorą duszę można wyleczyć przez przebywanie w czystej przyrodzie. Takiej, gdzie patrząc w dal nie widzisz końca...
Mogą to być góry albo morze, stepy, pola, łąki, ale musi być ogromna przestrzeń. Kto nie wierzy niech spróbuje wyjechać tam, gdzie zdajemy sobie sprawę z bezmiaru ziemi. Od razu nam ulży, kiedy pojmiemy naszą nicość...
CHCĄC „SIĘ POKAZAĆ”, MOŻNA WSZYSTKO SPAPRAĆ.
Na porannym programie telewizyjnym, kobiecy zespół instrumentalny dał przykład jak przesada psuje efekt. Dziewczyny grały „Lot trzmiela” w swojej interpretacji. Widać, że wszystkie były po szkołach muzycznych, bardzo dobre technicznie. A nie brzmiało...
Nadrabiając, wymachiwały ile miały siły długimi włosami. Muzycy grając w szybkim tempie wykonują ruchy nieuniknione w dynamicznej grze na instrumencie. Te gięły się jak wierzby płaczące w czasie cyklonu, a to był tylko lot trzmiela.
Zespół tworzyły: pianistka, kontrabasistka grająca smyczkiem, skrzypaczka i perkusistka.
Wszystkie przedobrzyły z wymachiwaniem swoimi osobami, a pianistka także grając na dwóch instrumentach: lewą wygrywała figury basowe na sytnetyzatorze, a prawą solówki na fortepianie. Chciała popisać się techniką - nie czując barwy dźwięku!
Lot trzmiela wykonany na fortepianie jedną ręką, brzmiał ubogo. Należało grać obiema rękami, bas powinnien grać dodatkowy muzyk. Przedabrzamy, bo nie posiadając smaku dosypujemy nieodpowiednich przypraw i efekt jest nie do przełknięcia.
Ostatnio, pełen wiary w siebie młody człowiek uparł się, że zasypie nasze radio dobrymi radami w przysyłanych nam mailach. (Osobiście bardziej cenię znających swoje niemożliwości...) W tej mailowej dyskusji w 90% nie zgadzam się z nim, lecz on - posiadający zbyt wielkie ego - nie zadaje sobie trudu dokładnego przeczytania i zrozumienia co mu odpisuję, więc dyskutuje ze swoim niezrozumieniem.
Ponieważ wciąż jestem na „nie”, wkurzony, na koniec złożył mi propozycję, ...żebym robiła audycje tak, jak mi się podoba (sic!). Oczywiście, że (przepraszam, ale lekceważąc impertynencką propozycję...) nadal będę robiła audycje wg. mojego smaku i uwag ludzi doświadczonych, bez dodawania do moich wytworów przypraw korespondenta. Z prostej przyczyny: NIE PASUJĄ i ich dosypanie może zemdlić słuchacza.
AUSTRALIJSKI SPOKÓJ
Gdybym przybyła do Australii, jak było zaplanowane (w latach sześćdziesiątych moja matka miała w Sydney wyjść za mąż), byłabym zbyt młoda na docenienie spokoju tego kraju. Tęskniłabym za Polską i Europą i w końcu gnana niepokojem, do niepokoju bym powróciła.
Przyleciałam tu mając dokładnie czterdzieści lat, po zaliczonych burzach, katastrofach i katharsisach. Na pewno jest to najlepsze miejsce dla ludzi, którzy chcą osiąść, a taką potrzebę ma się w wieku doświadczonym – więc przybyłam w sam czas.
Dziś, gdy inne kontynenty całkiem oszalały, Australia jeszcze nie załapała bakcyla.
I miejmy nadzieję, że ponieważ zewsząd otaczają ją oceany, szybko go nie załapie. (Słona woda go przegryzie...)
KATHARSIS W POLSKIM RZĄDZIE, jesień 07r
Po wszystkich możliwych aferach wszyscy są przeciw wszystkim. Giertych nazywa Leppera zdrajcą, bo ten skumał się z Millerem i rzeczywiście, połączenie się tych dwóch ostatnich napełnia wstrętem. Kwaśniewski po przerwie pcha się do polityki, po czym znów publicznie pokazuje się pijany.
Opozycja, czyli PO wraz z Kwaśniewskim skutecznie szkalują Polskę poza granicami. Zresztą robią to od początku, czyli od przegrania wyborów. Tusk ględzi, mędzi i smędzi, Rokita opuszcza PO. Nelly Rokita przyłącza się do PiS-u i proponuje to, o czym ja pisałam zaraz po wyborach, że powinno się stać: koalicję PiS-u i PO. Tylko nie z Tuskiem, który w wielkiej części przyczynił się do obecnego bajzlu politycznego.
Ziobro tropi aferzystów i w związku z tym stracił popularność, ponieważ zagraża ...demokracji. Zwiększenie podatków milionerom zostaje źle przyjęte przez ...ogół. Medycyna dostaje pierwsze od lat podwyżki i jest niezadowolona, choć za Kwaśniewskiego nawet nie śmiała żądać!
Radio Maryja nawołuje do antysemityzmu i obraża bezkarnie żonę prezydenta, po czym wszystkie media piszą o nagonce na księdza Rydzyka! A przecież sam papież jest przeciwny ingerowaniu kościoła w politykę i poczynaniom lidera RM. Ksiądz Jankowski opływa bogactwem i wszyscy są tym faktem zachwyceni, choć: „prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty dostanie się do nieba...” - zapowiedział Chrystus.
Być może, że katharsis czasem jest konieczny, żeby potem można było normalnie żyć...
Po nim, jeśli ponownie zwycięży, PiS będzie miał do rozwiązania ten sam dylemat jak po poprzednich wyborach i jeśli źle wybierze, może ponownie przegrać. Może także przegrać same wybory i wtedy módlmy się, żeby nie spotkały Polski kolejne rozbiory, bo ci, co chcą dorwać się do władzy, już poczynili pierwsze kroki w tym kierunku i to skuteczne.
I nie łudźmy się, że wszystkiemu winni są rządzący krajem bliźniacy. (Ostatnio usłyszałam, że media są w rękach PiS-u, więc pewnie dlatego cały czas przeciw PiS-owi występują?)
Zastanawiam się, czy mieszkając w Polsce, zasugerowana, subiektywnie angażując się w większe i mniejsze afery, dzięki dymnym zasłonom też nie widziałabym prawdy?
Nie będę (jak zwykle) głosować. Nie mieszkam w Polsce, na własnej skórze nie odczuwam tego, co tam się dzieje - więc nie mam prawa do głosowania. Ale patrząc obiektywnie i z daleka, widzę być może trzeźwiej (?), niż gdybym siedziała w środku tego wszystkiego.
WINICJUSZ CHRÓST
Nigdy nie poznałam go osobiście i nigdy nie widziałam go na żywo. Natomiast przeczułam, że będzie sławny.
Przez pewien czas prowadziłam Ognisko Muzyczne w szkole podstawowej w Sulejówku. Często słyszałam jak po południu, w pustej szkole ktoś ćwiczy na gitarze elektrycznej. Zapytani uczniowie odpowiedzieli, że to Winek Chróst. Stwierdziłam, że na pewno będzie sławny, bo już wtedy grał bardzo dobrze.
Kiedyś potem, na liście przyjętych do średniej szkoły muzycznej na Świętojerskiej zobaczyłam nazwisko: Winicjusz Chróst. Dostał się do klasy kontrabasu. Jak mu szło, czy ją skończył, nie wiem. Byłam już po szkole, przychodziłam tam czasem odwiedzić znajomych i spotkać oboistę, który fascynował mnie nieśmiałym wdziękiem. (Już jako bardzo dorosły grał na dziwnych instrumentach na płycie Anny Marii Jopek.)
Potem wyjechałam do Jugosławii i szkolne znajomości się pokończyły.
Już w Australii na płycie Ewy Bem zobaczyłam fotografię towarzyszącego jej na gitarze Winicjusza Chrósta. Obecnie nagrywa z różnymi wokalistami i prowadzi studio nagraniowe w Sulejówku.
Ciekawa jestem, czy któryś z moich uczniów gdzieś gra? Nie wiem, tak samo jak nie wiem, czy uczestnicy zespołów w domach kultury, w których pracowałam porobili kariery? Niektórzy byli bardzo zdolni, zajmowali pierwsze miejsca w konkursach. Niestety, nie pamiętam ich nazwisk...
„FARAON” PO LATACH
Przed laty mnie nie zachwycił, a teraz kompletnie zanudził. Wszystko się na nim ciągnie jak pustynia. Ludzie chodzą za wolno, ujęcia zdają się nie kończyć, nawet jedyna poruszająca emocjonalnie scena zaćmienia rozłazi się, bo za długa. Gdy na koniec Ramzes wreszcie udusił sobowtóra, dyszał z 10 minut, a potem była tylko bardzo długa ciemność, która zapewne dawała hasło do spania - że już można.
Czy ten film przypadkiem nie kandydował w 1967r do międzynarodowego Oskara?
Może gdyby skondensowano go do 1,5 godziny miałby szansę, bo eksport najlepiej udaje się w puszkach; ale też kolory zawartości były jakieś nieświeże, usta kobiet w kolorze cegły, a ciała mężczyzn pozbawione mięśni. Do tego wszyscy wysmarowani byli sosem wołowym, czy też roztopioną czekoladą?
Jedyne co naprawdę mi się podobało, to umiejętność kierowania rydwanem, którą zgrabnie popisał się Jerzy Zelnik.
WYMIARY PIRAMIDY CHEOPSA
- a raczej oczywiste proporcje, (bo wymiary mogą być różne): 7,6 – 11,4 – 12cm.
12 to jest podstawa trójkąta (muszą być trzy trójkąty), 7,6 to odległość od środka podstawy do czubka trójkata, a 11,4 mają mieć boki trójkąta.
W takiej piramidzie ostrzą się żyletki, należy położyć żyletkę na 1/3 wysokości piramidy, np na pudełku od zapałek.
Piramida koniecznie musi być ustawiona osiami: północ-południe, wschód- zachód. Może być zrobiona z brystolu i sklejona taśmą klejącą.
Można tam też przechowywać produkty, bo schną, ale się nie psują. Mumifikują tłuszcze.
Takiej jak na kadrze z filmu nie możemy sobie postawić w ogródku, ale za to można zrobić choćby piramidalny namiot. Przyda się w czasie deszczu i słońca i jeszcze trochę podleczy.
Tylko uwaga, żebyśmy się nie zmumifikowali!...
Czasami wydaje mi się, że jestem tak wiekowa i doświadczona jak piramidy egipskie i wiem o czymś, o czym wie tylko Sfinks. Może także mam starą duszę?... Choć, jeśli tak, to szkoda, że pamięć (duszy) mi zabrano. Choć kto wie? Może nadmiar wiadomości kazałby mi zwariować. Chyba, że mogłabym je trzymać w dodatkowym hard dysku – magazynie i otwierać tylko to, co chcę i czasami...
I tym piramidalnym marzeniem, żegnam się z Wami – do następnego Raptularza! Pa!
________________________________________________________
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz